Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VII.djvu/418

Ta strona została przepisana.
SCENA IX.
DYPLOWICZ, KSIĄŻĘ RADZIWIŁŁ (w szaréj długiéj opończy, z podniesionym kołnierzem, bicz w ręku, wchodzi pocichu się rozglądając, Dyplowicz poznawszy go, staje zdumiony i przerażony).

DYPLOWICZ.

A słowo się stało!... Książę! Książę tu i w takim stroju?

KSIĄŻĘ.

Cyt! cyt! panie kochanku! Nikt mnie nie poznał, bo i poznać nie byli powinni. Przyjechałem sam powożąc się jednokonną kałamaszką, panie kochanku, ażeby zobaczyć incognito, jak mnie téż szlachcic przyjmować myśli, panie kochanku...

DYPLOWICZ (śmiejąc się).

Co Książę pan wyrabia! Stopki Księcia całuję i weneruję...

KSIĄŻĘ.

Kurcewicz się, panie kochanku, suto i wspaniale sztyftuje... a mówili, że nic niéma!

DYPLOWICZ (żywo).

Co on się sztyftuje? Czyż to on? Wspaniale! Cha! cha, Mości Książę! Czy Wasza Książęca Mość myślisz, że u niego co było? że on co miał? To hołysz! Dopiéro jak się dowiedział, że Książę jedziesz z dworem, tak on do mnie, w prośby, w modły, ledwie, że po rękach nie całował... Dypciu! kochanie!... ratuj! Bierz sobie Wulkę a dawaj im czego zażądają, ażebym wstydu nie miał...

KSIĄŻĘ.

A ty co na to, panie kochanku?

DYPLOWICZ.

No cóż, co miałem robić? Człowiek nie kamień, sforsowany, naciśnięty, musiałem się zgodzić, choć z oczywistą stratą.

KSIĄŻĘ.

Proszę proszę oddał ci Wulkę, panie kochanku, aby mnie przyjąć?