zwaliska, u stóp w dolinach, rozłożone bieleją wioski i wieże kościołów śpiczaste... ale wszystko to wiruje w jakimś tańcu przerażającym“...
We Włoszech uczuł się Kraszewski w swoim żywiole. Z jednéj strony piękna przyroda, z drugiéj świat sztuki stworzony fantazyą artystów ciągnęły go ku sobie nieprzepartym urokiem. Tu można zaznaczyć pierwszy punkt jego pogodzenia się z cywilizacyą zachodnią. Przekonał się, że owe „cuda“, które miał sprawdzać, nie są bynajmniéj urojeniem, że istnieją one w takiéj obfitości i sile, że o nich ani pomyśléć można, jako o rzeczywistości w kraju własnym. Przekonał się nadto, że na Zachodzie nie cenią jedynie i wyłącznie skarbów materyalnych, jeżeli z taką czcią i pieczołowitością obchodzą się z nagromadzonemi w galeryach i muzeach bogactwami twórców duchowych. Chociaż więc ciągle jeszcze sarkał na inne strony życia spółczesnego, w czém zresztą niejednokrotnie najzupełniejszą miał słuszność, w sprawie czci dla piękna musiał uznać niepospolitą doniosłość zabiegów i trudów cywilizacyi zachodniéj; nie należał bowiem do tych upartych umysłów, co to na żadne argumenty nie są czułe i gotowe są przeczyć wszystkiemu, byleby przy swojém zdaniu pozostać.
Kraszewski przybywał do Włoch jako znawca sztuki, oddawna bowiem bardzo gorliwie się zajmował studyami malarskiemi, gromadził wiadomości, zbierał zabytki namiętnie i uczył się na nich zarówno oceniać pomysły jak technikę. Z ukształcenia swego i skłonności był on umiarkowanym idealistą; więcéj zawsze przemawiała do niego myśl obrazu, aniżeli najświetniejsze zalety saméj sztuki malowania; nie lekceważył jednak téj sztuki, umiał oddać sprawiedliwość bardzo od siebie odmiennym sposobom tworzenia i różnorodnym indywidualnościom. Był on, jak zresztą w owych czasach wielu, wielbicielem przedrafaelowskiéj doby w malarstwie: Fra Angelico był dla niego mistrzem niezrównanym; ale nie posuwał on swego uwielbienia aż do zaprzeczania wartości innych mistrzów; robiąc pewne zastrzeżenia, podziwiał ich dzieła.
Toż samo wypada powiedziéć o jego stanowisku wobec sztuki pogańskiéj w przeciwstawieniu do zabytków chrześcijańskich. Wyznawał on otwarcie, że przybywszy do Rzymu, chciał głównie dobrze poznać i zbadać to wszystko, co się do pierwszych wieków chrystyanizmu odnosiło, że go ciągnęły ku sobie najsilniéj katakumby; mimo to przecie nietylko nie zaniedbał obejrzéć zabytków sztuki grecko-rzymskiéj, lecz z prawdziwą przyjemnością przechadzał się po odkopanych ulicach pompejańskich. Może nawet wyrzucał sobie, że za dużo czasu poświęca tym śladom pogaństwa, lecz się rozgrzeszał dość łatwo ze względu na ich piękności.
Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VIII.djvu/17
Ta strona została skorygowana.