Strona:PL Kraszewski - Wybór Pism Tom VIII.djvu/24

Ta strona została przepisana.

podróże; — proste to jest zdanie sprawy przed sobą i ludźmi z tego, co się widziało i zapamiętać pragnęło. Przydać się jednak na coś może, dlatego tylko, żem wcale popisywać się nie pragnąc, tworzyć nowości nie myśląc, szukał przedewszystkiém prawdy.
Przejażdżki z Żytomierza do Warszawy opisywać nie mam, zdaje się, potrzeby, kraj to nam wszystkim znany, nieraz już przez nas malowany, a powolna z konieczności po złych jego drogach podróż, dość monotonna, musiałaby chyba przywoływać wspomnienia przeszłości, aby jakieś obudzić zajęcie. Przez Zwiahel (dawniéj, dziś urzędownie Nowogród Wołyński), Dubno, Łuck, Włodzimierz, starych, niegdyś możnych grodów ruiny, wiodła droga do Królestwa, od którego granicy prawie poczyna się bity gościniec, mało dotąd ożywiony i dość pusty.
Chełm ze swym malowniczym kościołem na górze panującéj okolicy, z rozrzuconém u stóp jéj miasteczkiem lichém i prastarą wśród błot wieżycą jakiegoś zamczyska, o którém podania nawet milczą; potém Lublin z tylą wspomnieniami, Łokietkowskich jeszcze sięgającemi czasów, daléj maleńki Kurów i Garwolin, miasteczka od naszych już wielce charakterem odmienne, spotyka się w przejeździe przez ten kraj smętny, płaski i, po żyznych łanach Wołynia, nie zdający się bardzo urodzajnym. — Droga nareszcie pod Miłosną zbiega się z gościńcem idącym od Brześcia litewskiego i rozbite szosse, którém ciągną się nieustannie wozy kupieckie, fury drzewa i zboża, stada wołów i ekwipaże podróżnych — doprowadza do stolicy. — Zbliżając się do niéj, ruch się zwiększa, trakt ożywia i Warszawa zapowiada się, nim ją ujrzymy — tą atmosferą właściwą wielkim miastom, która poprzedza je wszystkie, prócz Rzymu.
Tą razą Warszawa była dla mnie popasem tylko i krótkim spoczynkiem, nie miałem czasu ani szukać zmian na jéj twarzy, jakim od chwili pożegnania uległa, ani badać ludzi, ani powitać znajomych od dzieciństwa kątów.
Kilka dni na przyborach do dłuższéj podróży spłynęło błyskawicą; wprost prawie z wieczora u Apolinarego K…, który mi żywo przypomniał spędzone z nim w Żytomierzu chwile w spokojnym naszym domku przy Berdyczowskiéj ulicy, siadłem do wagonu kolei, pędząc ku nieznanemu, przyznaję się — z biciem serca!
Nieznane! nowe! słowa wielkiego uroku dla każdego, choć z Emersonem przychodzi na myśl ta prawda, że wszędzie znajdujemy siebie i to, cośmy z rodzinnego kątka wywieźli.
Pierwszy raz w życiu wybierając się w dalsze kraje, bo dotąd przez czterdzieści kilka lat kręciłem się w szczupłém kółku domowém i nie przyszło mi na myśl nawet wyjrzéć po za nasz świat… wy-