nych myśli, rodzajem zielnika, do którego różne kwiaty składają. Tym sposobem pojęty jego system neochrystyanizmu, neokatolicyzmu jest bez idei głównéj, bez ziarna i jądra. Obdziera on naukę chrześcijańską jak bryłę, gdzie jéj ostre kąty go rażą, nie zważając, że one do kształtu koniecznego należą. Obdziera, a natomiast dolepia poprzynoszoae z różnych ludzkich systemów kawałki. Biedny człowiek, jemu się marzy, że w chrześcijaństwie nie wszystko jest dziełem bożém, a jemu zostawiono zreformować to dzieło i dla ludzi pożyteczniejszém, do potrzeb wieku zastosowując, uczynić!
Przy swojém niepojęciu zupełném niczego, nasz reformator ma zarozumiałość głupich, pewność siebie przynajmniéj na pokaz, w duszy tylko może nie wierzy w siebie i nie wiem, jakby mógł wierzyć. Wziąwszy jednak misyą reformy, dźwiga ją poważnie i czoło chmurzy i marszczy, jakby w jego faldach spoczywały głębokie myśli, mogące świat wywrócić do góry nogami.
Poważna to postać — twarz blada, oczy wpadłe, włosy krótko ucięte, jednego włosa niéma na brodzie, często w okularach, suknie ciemne i czyste, ale nie starannego kroju. Wszędzie i zawsze nie wychodząc ze swéj roli, ze swéj, jak ją zowie, misyi, nie zważając na śmieszność, którą się okrywa, w swojéj sprawie głos podnosi. W domu nawraca tych, co go zupełnie nie pojmują, za domem chwyta wszystkie zręczności rozprawy z temi, co go aż nadto rozumiejąc, dlatego samego słuchać nie chcą. Jest-li na zabawie wśród swoich, czy obcych, zawsze posłyszysz od niego też same rozprawy, na jedném tle, coraz odmiennie szczegółowane tylko, pod wpływem rozmaitéj lektury. Śmiertelnie nudny dla otaczających, zdaje się nie postrzegać, jakie czyni wrażenie, owładnięty swoją myślą, chodzi nią jak tumanem otoczony, przez który mu świata bożego nie widać. Godzien uwagi jego upór, przy chwiejących się zasadach uporu. Zruszysz go ze szczegółów, nawrócisz częściowo, ale nigdy nie wybijesz mu z głowy głównéj jego idei reformy, o któréj marzy. Dozwoli ci na wszystko, co chcesz w szczegółach, nie wiedząc, że odstępując ich, osłabia swoję myśl główną, ale za to owéj idei — matki cienia, przedawszy ją wprzód częściowo — nie odstąpi. Cóżby mu pozostało w istocie? Musiałby zostać po prostu chrześcijaninem, katolikiem, a tego nie chce, bo jego rzemiosło reforma. Strzeże się jednak wyrazu reformy i używa zastosowania, zawsze to ten sam fenomen baczności na słowa, niepojęcie rzeczy, bałamucenie siebie i drugich słowy. Zdaje mu się nawet, że nie kroi na reformatora i herezyarchę, ale jest wiernym synem kościoła, i tylko z miłości jego dobra niektóre stosowne do potrzeb wieku pragnie wprowadzić odmiany. Jakby nauka Chry-
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/103
Ta strona została skorygowana.
82
J. I. KRASZEWSKI.