Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/107

Ta strona została skorygowana.
86
J. I. KRASZEWSKI.

gdy co pomyśli, uczynić będzie mogła, gdy z niewinnéj w swéj niewiadomości, cnotliwéj, stanie się świadomą wszelkiego zepsucia — cóż ją od zepsucia ochroni, od przemocy, od zarazy występku, od jego jadu, co się wlewa tak tajemnie i nieznacznie? W pierwszych chwilach będzie to rozkosz pomieszana z niepokojem, potém niepokój z rozkoszą, potém sam niepokój nareszcie — i wpół drogi obejrzy się na spokojny i na cichy dom swój, na zagrodę rodzinną obejrzy się; a jak do niéj powróci w skalanéj sukni, z czołem otartém ze wstydu, z usty spalonemi, słowy, jakie ust kobiecych dotknąć nie powinny. Zechce powrócić — zaparta droga powrotu. Powróci — ale ogień domowy wygasł, ale się wszyscy, co ją otaczali, rozpierzchli, ale ją właśni nie poznali i zaparli się jéj. Usiadła i ani do dawnego wrosnąć na nowo życia, ani do drugiego wrócić nie może. Zostało w duszy wspomnienie świata, jak wyrzut bolesny, jak zgryzota i przesyt, zostało wspomnienie pierwszego życia tak pięknego, z dodatkiem, że nie wróci. Targana dwoma wspomnieniami, które są oba ciężkim wyrzutem i boleścią, szarpana na wpół, umrze śmiercią niepokoju, ani ją pocieszy doznana swoboda; bo jest-że to nadewszystko swoboda duszy? Nie! tylko swoboda ciała, swawola, wyjście za zakazane granice przeznaczenia swego, swej misyi.
Nie będziemy się zastanawiać nad zgubnemi dla społeczeństwa skutkami mniemanéj emancypacyi kobiet; byłoby to zabiciem w niém ostatniego przytułku uczuć szlachetniejszych, i wyschnieniem źródła, co go ożywia. Niepodobna wyrachować, czémby się stała społeczność, gdyby dwa pokolenia emancypowanych kobiet przeszły przez nią. Ziemia byłaby bez uroku, bez wdzięku, bez poezyi, bez duszy, wszystko zrównane, zczernione, smutny całun nad ludzkością, a w łonie świata szał gorączkowy..
Spojrzyjcie jednak raz jeszcze, jak swobodnie z szatańską swoją misyą gorszenia, zniżenia, spodlenia, idzie ta kobieta. Zyskała swobodę dogadzającą chwilowéj namiętności i nie pomyślała, że z drogi, którą poszła, czystą wrócić nie można — trafić, skąd się wyszło, nie można — idzie daléj. — Za cóż mężczyzna, rzekła w sobie, ma prawo wszędzie i zawsze przodkować? rządzić domem i nami, dyktować prawa i pierwszy wyciągać rękę, gdy mu się podobam, pierwszy mnie popchnąć, gdy mu się uprzykrzę? za cóż on tylko mści się za krzywdy, za co on tylko zna wszystkie tajemnice świata i zepsucia, za co on tylko swobodny! Ja przykuta i niewolnica w domu. Za co on szaleje, gdy ja nocy bezsenne trawię, on napawa się światem, gdy ja pracuję i płaczę, za co mnie łzy i niemoc, gdy jemu siła i uśmiech dany?
Dziwne pytanie — żałować go, nie zazdrościć mu potrzeba, to