Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/109

Ta strona została skorygowana.
88
J. I. KRASZEWSKI.

obrany, od którego im daléj linie się rozchodzą, tém widoczniéj się krzywią i od celu odbiegają.




VI.

Nie skończyliśmy jeszcze i nie prędko skończym, jeśli wszystkie wyliczać zechcemy i malować wam postacie tych, którycheśmy nazwali Synami wieku. Są bowiem i tacy, co żyjąc dzisiaj, do wieku nie należą, wynikłością jego doktryn nie są, duszą żyją w innym świecie, innego sercem pragną. Ale więcéj podobno tych, co nie umiejąc, co nie mogąc z pęt wpływu czasowego wyzwolić się, gdzie ciałem, tam są i duszą całą. Jednym z synów wieku mniemam często dziś postrzeganego Stoika, który się wyrodził, nie wiedząc o sobie, przez samo poznanie, jakoś instynktowo, niechcący, a raz znalazłszy dla swojego charakteru przyzwoitą formę, w niéj pozostał. Człowiek to, jeśli chcecie, niepospolity. Mocy duszy, cierpliwości i męstwa nikt mu nie odmówi, ale to jedyna strona wznioślejsza jego. Nie znajdziecie za to iskry czułości, politowania, miłości, uczucia. On jako słabość uważa wszystko, co z serca pochodzi, usiłował wykorzenić w sobie poczciwe instynkta, naprzód pokrywał i taił, co czuł, potém wreszcie czuć przestał wistocie i chluby z tego szuka, że się zrobił kamieniem. Cała siła jego w głowie, poczciwość w głowie, cnota w głowie — wszystko przerozumował, odkrył każdéj rzeczy wedle siebie przyczynę, związek, konieczność; powiedział sobie: tak ma być, powinno, tak potrzeba, aby było, i spełnia, co wyrozumował; potrafi on być litościwym, da dowody poświęcenia, przywiązania, heroizmu nawet, ale pierwiastków czynności jego nie szukajcie w sercu. On jako śmieszność, jako słabość, jako niedostatek, ułomność, uważa wszystko, co z serca pochodzi. Nie gniewa się nigdy, bo gniew, odbierający rozum, ma za upadlający, ale nie kocha téż, bo namiętną miłość ma za upadlającą także stworzenie rozumne.
Człowiek nasz toleruje wszystkich i wszystko, pojmuje wszystkich i wszystko, nie zadziwia się niczemu, nie żali się na nic. Największe nieszczęście przyjmuje odważnie, największą pomyślność zimno. Zbrodnia, którą, jak powiada, pojął, którą rozumie, nie wzbudza w nim oburzenia, ani wzgardy; cnota, którą pojął także podobno (o czém wątpię, bo chyba sercem całą cnotę pojąć można), nie zjedna jego pochwał i uwielbienia. Uwielbienie, uniesienie uważa za rzecz niższą od siebie, niegodną siebie — poziomą, wszystko dla niego jak być powinno na swojem miejscu, a zatém bez interesu, bez związku z nim.
A, powiecie mi — to bardzo szczęśliwy człowiek!
Szczęśliwy? wątpię — spokojny tylko powierzchownie i nie wiem,