nie wspominając już ani o tajemnicach Pryapa i Adonisa, ani o Izydy i Cybeli misteryach.
Taki był upadek obyczajów w Rzymie, którego wielkość pierwotną surowe założyły cnoty. Ale logika zasad jest nieubłaganą, z pewnych nasion muszą zawsze wyrosnąć owoce konieczne.
Gdy Rzym podbił panowaniu swojemu ludy, któremu bezbronnemi na pastwę dawało ich zepsucie; gdy Egipt, Assyrya, Grecya, złożyły z nim jedno wielkie państwo; zwyczaje przesądne i rozpustne Wschodu, wytworne i rozwięzłe Aten, zmieszały się i zlały z żywotem zwycięsców; i w grodzie tym, w którym wszystko nosiło piętno wielkości, występek także doszedł rozmiarów olbrzymich.
Długo wszakże twarda powłoka Rzymian opierała się zaszczepieniu choroby. Dopiero z Cezarem, rozwiązłość przybiera charakter powszechny i zastanawiający poczwarnością swoją. August przechodzi Cezara, świadkiem list Antoniusza zachowany w Swetoniuszu. August pierwszy daje te uczty, kalając gmach cezarów, które się późniéj, olbrzymiejąc, powiększają. Czytamy u Swetoniusza opis takiéj biesiady dwunastu, z Apolinem cezarem, oddających się naśladowaniu mitologicznéj bogów Olimpu rozpusty.
Za Kaliguli postępy nowe, Neron je posuwa daléj jeszcze — zepsucie przychodzi do poczwarnéj ostateczności. Są tą, słowy Juwenala mówiąc, szkarady, na których widok przerażone bledną gwiazdy... Najdziksza wyobraźnia nie wymyśli, co olbrzymi rozpusty spełniają w szale bezrozumnym. Na tych ucztach poczwarnych występują wśród tłumów niewolnika i błaznów, potomkowie starych Rzymian, dziedzice wielkich imion, których jedyną wielką sławą, że nie widzieli nigdy wschodu i zachodu słońca, że mogą w dwudziestu dwóch przemianach stołu zmienić tyleż nierządnic, z któremi się tarzają w rozpustnym uścisku. Satyrykon Petroniusza wierny przedstawia obraz téj zgrzybiałéj i zgniłéj społeczności.
Ten, co na kobiety i dziecię narzucił jarzmo siły i przemocy dzikiéj, godzien był pierwszy wykrzyknąć srogie i nielitościwe hasło: Vae victis! W tym wyrazie maluje się z całą siłą szkarady swéj materyalizm pogański. Niewola w Rzymie nie miała granic, serc jéj nawet nie ulżyło, bo je stwardniła rozpusta. Niewolnik, pracując dniem nocą, skuty za nogi, żywił się trochą wody, soli i chleba. Chorego dobijano. Często wyższéj ceny było zwierzę nad niego, a ciałem nieszczęśliwych karmiono mureny. Wieśniak, coby się śmiał bronić napaści zwierza przeznaczonego do cyrku, skazany był na srogą karę. Na znak pana, szedł niewolnik
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/131
Ta strona została skorygowana.
110
J. I. KRASZEWSKI.