ściopisarza nie było na ziemi szczęśliwszego stanu nad stan wieśniaczy u nas: „Niech sobie — pisał — nowi mistrze nauki społecznéj, ci, co z gruntu chcą świat przerobić według formy przez siebie wymarzonéj, szukają lepszego wzoru społeczności nad owę słowiańską; ja go nigdzie nie widzę... i dopóki trwał w niéj duch ożywiający, duch podań, duch wiary, co chrztem nowym starą Słowiańszczyznę obmyła, przyjmując się na téj bujnéj roli z siłą cudowną... o! nigdzie może nie było lepiéj!“ [1]. O ucisku włościan powtarzano u nas za Europą zachodnią, jak za panią matką pacierz, ale wistocie nigdy u nas nie było takiéj nędzy, takiego upodlenia, jak gdzieindziéj. „U nas i teraz jeszcze — dodaje Kraszewski — włościanin idzie do pana codzień swobodny w każdéj ważniejszéj okoliczności i przyjmują go jak brata, witają dłonią i sercem, podzielają strapienia i zabawę“ [2]. Z dumą przeciwstawił zamożność chłopa nędzy „wolnego“ proletaryusza europejskiego.
W takich przekonaniach wytrwał autor „Ładowéj Pieczary“ mniéj więcéj do r. 1858, kiedy ze strony rządu wyszła inicyatywa do zajęcia się sprawą polepszenia doli włościan i uregulowania ich stosunku do dziedziców. Zaczęły się wówczas sypać rozprawy o kwestyi włościańskiéj, w których najróżnorodniejsze przekonania i opinie wygłaszano, lubo wogóle przemagał kierunek sprzyjający wyzwoleniu chłopów. Wtedy i Kraszewski wrócił do dawniejszego swego usposobienia, co więcéj zaostrzył nawet groty satyry, a całkowicie zapomniał o téj sielance patryarchalnéj, jaką w „Ładowéj Pieczarze“ nakreślił. Wówczas-to ogłosił „Historyę kołka w płocie według wiarogodnych źródeł zebraną i spisaną z pamiętników jednego krzaku łoziny i notat staréj brzozy, oraz innych dokumentów“. Ma ona wykazać, jak nawet wśród dobrych intencyj szlacheckich los chłopa jako poddanego wobec braku poszanowania dla jego godności ludzkiéj, staje się bolesnym i zabija w nim wszelkie wyższe porywy. Z początku zwłaszcza gorycz powieściopisarza wylewa się w charakterystyce dziedziców, przepełnionéj ironią. „Było zawsze — powiada — zapewne niezmiernie słuszną zasadą gospodarstwa naszego, że z chłopa, który sobie czémkolwiek własnym sprytem dochodu przymnożył, ciągniono delikatnie większy przychód dla dworu... to go musiało zachęcać do pracy... Niezmiernie to rzecz była słuszna, gdyż wychodząc z zasady głębokiéj, że wieśniak należał z kośćmi i skórą do swojego pana, czemużby, jak wół tłustości i łoju, nie miał