potkać; ta warstwa rodzajna, powierzchnia gruba na kilka łokci, a miejscami kilkanaście i kilkadziesiąt. W téj całéj przestrzeni, jeśli się zbliżymy na północ, napotykamy coraz gęstsze lasy, coraz bledniejący kolor czarnoziemu, gdzieniegdzie przebija się glinka, gdzieniegdzie okażą piaski, aż wzeszcie oprzemy się o nieurodzajne puszcze Polesia. Jeśli pójdziem na południe, za Bohem i Kadymą, zupełnie lasy znikają; znikają źródła i strumienie; ziemia zawsze równie rodzajna, ale wysuszona, ale spieczona, zdaje się, jakby chorobie jakiéj ulegała. Idąc na wschód, przebywszy Dniestr, także brak wody i lasu, a jeszcze więcéj brak ludzi i uprawy czuć i postrzegać się daje. A zwróciwszy się nazad i na zachód kierując swe kroki, znajdziemy kraj coraz bardziéj poprzecinany, parowy głębsze, góry coraz wyższe; po nad Dniestrem sterczą skały i coraz wyżej kraj się podnosi i rozpada, rozpada i podnosi, aż póki nie dojdziem do niebotycznych szczytów lodem i śniegami okrytych. W samym zaś środku jest przestrzeń żyzna, równa, otwarta, poprzerzynana głębokiemi parowami; w parowach strumienie, rzeki i stawy, a nad stawami wioski i jest lasu podostatkiem i wody podostatkiem i ludzi nie braknie, a ziemia wszędzie hojna, wszędzie rodzić gotowa, byle ją tylko wezwać do tego. Przestrzeń ta jestto Ukraina, jestto właśnie okolica, któréj obraz skreślić zamyślam. Nie wejdę tu w rozprawę, czy sąsiednie Podole mniéj lub więcéj jest żyzne, ludne i bogate, to tylko powiem, że już Podole ma rysy odrębne, odrębne zwyczaje i że to jest już co innego, i że obraz następujący do Polesia się nie stosuje.
„Za dawnych czasów nazywano Ukrainą przestrzeń, zawartą między Teterowem, Irpeniem, Bohem i granicą hanów perekopskich.“
„Im więcéj zbliżamy się na północ, tym więcéj lasu i więcéj ludności i na południe więcéj stepu i na wschód ku Dnieprowi miejscami piaski, miejscami błota, miejscami bór sosnowy, ale dlatego zawsze jak najżyzniejsze pola, i nad wodami duże i bogate sioła.“
„Że tu ziemia wszędzie płodna, lecz wszędzie ma wodę, przeto cała ludność nagromadziła się nad rzekami, w głębokich parowach, któremi one płyną. Jeśli jedziesz doliną po nad strumieniem i widzisz po obu stronach wznoszące się kształtne wzgórza, pokryte sadami, a wśród nich porozrzucane białe chaty włościańskie, zdaje ci się, że jedziesz nieustającym ogrodem, w którym się ludność ścisnęła i w którym każdy o kawałek gruntu spiera się z sąsiadem. Gdy wybiegniesz na te wzgórza i ujrzysz rozwijający się przed tobą łan pszenicy lub jarzyny bez granic i końca, a ża-
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/163
Ta strona została skorygowana.
142
J. I. KRASZEWSKI.