koszą, zbytek ciężaru ulgę sprawia swym nadmiarem. Czujemy w nim zwiastowanie przesilenia i obietnicę spoczynku.
Nie wiem zaprawdę dlaczego, ale wieczór ze wszystkich pór dnia zdaje mi się najprzyjemniejszą. Jestto chwila uspokojenia, wytchnienia, zwrócenia w siebie, i policzywszy chwile każdego życia szczęśliwe, najwięcéjby się między niemi znalazło wieczorów. Umysł podbudzony walką i pracą dnia, rzeźwiejszy jest i ochotniejszy niż rano, a nie tak zastygłe serce, z jakiém wstajemy z nocy; fantazya rozwija skrzydła, pamięć nawet do głębi poruszona żywiéj się krząta, wynosząc z komórek, co skrzętnie sobie uzbierała.
Człowiek wcale nie jest jednakim z końca w koniec dnia nawet! Każda godzina barwę mu swoję daje, każda chwila nań wpływa. — Ja go lubię najlepiéj wieczorem, a często mi się trafiało poznanych w téj porze, nazajutrz rano spotkać tak odmiennych, żem musiał nocy czekać, by ich sobie wytłómaczyć.
Wieczorami téż najczęściéj zbieraliśmy się i zbieramy z towarzyszami i przyjaciółmi na słodkie, powolne lub żywe, wedle usposobienia, rozmowy długie, w których najgorętsze nieraz zagadnienia chwili na stół wychodziły. I czy to zasiedliśmy na ganku w Gródku lub Hubinie, czy w ogródku żytomierskiego domu, czyśmy chodzili po bulwarach wileńskich... ileż to wspomnień z tych przechadzek i rozkosznych umysłowych zabaw naszych!...
Niestety! Z towarzyszów serdecznych, z wspólników tych zabaw niewinnych, iluż już w grobie!
Powiernicy młodości spoważnieli i śmieją się z dawnych baśni, z drogich tych dzieciństw maluczkich, których pamięci późniejsze nie zacierają czyny i dumne zamiary. Gdzieżeście, dawni przyjaciele?
Z tych, z któremi tak mile w ogródku gródeckim spędzałem wieczory, ś. p. Ignacy Hołowiński spoczywa w wilgotnéj ziemi nad Newą, poczciwy Justyn Majewski na górzystym cmentarzu w Dubnie, nieodżałowany Kazimierz Komornicki przy kościołku w Tajkurach... nie chcę już liczyć ich więcéj.
Długi to szereg całunowych gości przesunął mi się przed oczyma! Niechże ich pamięci poświęcone będą te karty, z których wiele przypomni rozmowy, jakieśmy dawniéj prowadzili z sobą.
Nieraz wśród tych rozpraw wcisnęło się wspomnienie, opis przejażdżki, rys charakteru, tak jak w téj książce wmiesza się może coś z życia, doświadczenia i pamiątek. Natchniona żalem za przyjaciółmi, smutną ona być musi, ale któż dziś wesołym być może?