Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/181

Ta strona została skorygowana.
160
J. I. KRASZEWSKI.

wspanialéj dotąd wygląda. Wpośród sterczących murów tych, liche drewniane miasteczko gęsto zabudowane, mnóstwem pożarów zniszczone, dźwiga się powoli na zgliszczach i podźwignąć nie może. Jedynemi gmachami, lepiéj zachowanemi, jest dawny po-jezuicki katedralny kościół, restaurowany przez Cieciszowskiego, klasztorki panien miłosiernych i brygidek, a po nich starożytna szkoła żydowska. Reszta miasteczka, malowniczo na wyspie pobudowanego, a dziś przedmieściami wybiegającego poza ciasne szranki pierwotne, najdziwniéj się mieści wśród ruin, ścian obalonych i cmentarzy. Pomiędzy dwiema karczmami żydowskiemi, nieraz ogień, oczyszczając plac, odsłoni ślady dawnych grobów, kletka zlepiona z tarcic przypiera do ściany gmachu potężnego.
Z nowych budowli niéma jednéj, coby myślała o jutrze; na dzień, nieopatrznie poklecone są wszystkie, ułamki starych cegieł na glinę rzucone, poosmalane, z pożaru wychwycone belki, tarcic szczątki, drzewo łupane i nietrwałe, które po wierzchu zamażą tynkiem, w mrozy rzuconym, aby się na wiosnę obalił, oto zwykłe materyały mieszkańców.
Piętrzą się mury, bieleją, podnoszą, całość zdaje się czarodziejską ręką dźwignięta z niepamięci, długi sznur gmachów wyciąga się nad szerokiemi rozlewy Styru, ale jak czarujące obrazy pustyni, co nikną, gdy się ku nim zbliżysz, i Łuck, zaledwie wjedziesz doń, ginie i zmienia się w dziką, opuszczoną ruinę, zajętą placami niezabudowanemi pogorzelisk, i drewnianemi domkami pogorzelców.
Im głębiéj posuwamy się w kraj od Uściługu, tém mniéj zdaje się w nim życia, gdzieniegdzie po bokach drogi dwór biały i wieś szara, kościół, cerkiewka, dawnéj architektury miejscowéj, ale nowych usiłowań nie widać nigdzie. Tu już poczyna się okolica malownicza, nie równa, widoki urozmaicone, a łany dowodzą, jeśli nie starania gospodarzy, to urodzajności ziemi. W niektórych miejscach szczątki wyciętych lasów dębowych, po których pozostałe olbrzymy, nie dające się pożyć siekierą, ani zużytkować, dają pojęcie przepysznego wzrostu dawnych gajów téj ziemi. Dąb jest na Wołyniu autochtonem, sosna raczéj do Polesia należała, rozrasta się téż tu przepysznie i niektóre z nich mogłyby za wzór służyć malarzowi do studyów, tak są wspaniałe, tak dziwnie pokręcone, pogarbione, powykrzywiane, a pomimo to żywe jeszcze. U nóg ich leżą kłody obalone z konarami potężnemi, niezmiernéj grubości, nad któremi chwasty rosną... Gdzieniegdzie wpośród wzgórków przebiega zieloną łąkę rzeczułka, świeci stawek, a przy nim ruina młynka.
Na drodze z Łucka, minąwszy Jarosławicze, imieniem swém