Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/183

Ta strona została skorygowana.
162
J. I. KRASZEWSKI.

już człowiek ukończyć ten prolog nieznośny, i zajeżdża nie wiedząc dokąd, byle się pozbyć napastników.
W ciągu roku Dubno choć handlowe i powiatowe, dosyć puste, a w sobotę żywego ducha prawie nie widać na ulicach, ale za to w porze jarmarku na św. Piotra, i w kontrakty przecisnąć się trudno. Nietylko bowiem ci, co mają majątki na sprzedaż, do puszczenia w dzierżawę, kapitały do umieszczenia i chętkę nabycia ziemi, wędrują w styczniu do Dubna, ale młodzież, nie mająca co robić a chcąca się zabawić, szlachta dla sprawunków zwabiona przez kupców zewsząd przybyłych, oficyaliści szukający służby i kto żyw i ma się o czém dostać, udaje się na tę targowicę.
Zbyt już często opisywano kontrakty, byśmy tu powtarzać mieli obrazek aż nadto znajomy czytelnikom, a prócz ruchawości swéj, nie mający tak dalece barw oryginalnych: Jest to jedyna pora, w któréj Wołyń nieco żyje. Wychylają się ze wsi najupartsi jéj mieszkańcy, i przywożą pod strzechę domową nietylko zapas ryżu i kawy, ale téż plotek i wieści najosobliwszych.
Może się nam nie trafi wspomniéć późniéj o cenie ziemi i sposobie, w jaki się ona kupuje i sprzedaje u nas, więc tu o tém słówko. Dawne inwentarze i tranzakcye świadczą, że ziemia bardzo licho była szacowaną w końcu nawet przeszłego wieku, a sprzedaże były rzadkie, gdyż z obyczaju i pojęcia szlachcic się trzymał roli, którą mu ojcowie pozostawili. Dopiéro w końcu XVIII wieku frymarczyć poczęto ziemią i nią, że tak powiem, handlować. Jeden z pierwszych rzucił się na tę spekulacyę Poniński, i ogromne ponabywał dobra, choć z nich nie potrafił korzystać. Miał on jakby przeczucie wysokiéj wartości ziemi, która stała wówczas nizko... Polował osobliwie na wielkie magnackie dobra odłużone, brał je w szacunku nie wielkim, układał się o rozpłaty, mieniał, słowem frymarczył na wielką skalę, chwytając kapitały, gdzie się zdarzały. Szlachta, nie zdradzona jeszcze, niosła mu je z dobrą wiarą. Wiemy, jak się to smutnie pierwszym pono przykładem subhastacyi skończyło.
Dawniéj inne miano wcale pojęcie o ziemi, jéj posiadaniu i obowiązkach, jakie ona wkładała. Prawo nigdzie nie zapisało tego, co było w obyczaju i tradycyi, ale nie mniéj dziedzictwo w ziemi uważało się nietylko za źródło dochodu, ale za symbol obywatelstwa krajowego, za przekaz dziadowski. Rodziny, wiekami ugruntowane na spadkowych majętnościach, związywały się węzły nierozerwanemi z mieszkańcami miejscowemi, z włością całą.
Wieśniak i pan stanowili niemal rodzinę, gdy często dwór — dziecię wieśniacze, chłopek — pańską dziecinę do chrztu świętego trzymał, a ten związek chrześcijański tak był silny, jak połączenie krwi prawie. Oprócz potrzeby wojennéj, pan nie zwykł się był z domu od-