Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/184

Ta strona została skorygowana.
163
WIECZORY Z R. 1858.

dalać, życie codzienne zbliżało go do kmiecia, i serdeczne węzły spajało. Dużo dziś mówią o uciskach, ale mnoży je niechęć, a w aktach zostały tylko ślady nadużyć, więc łatwo wojować niemi, gdy pospolity tryb życia zatarł się niemal całkowicie.
Stosunek dziedzica do pana był tu pozostałością dawnego, zabytego porządku rzeczy, czuć się w nim daje gmina demokratyczna słowiańska, na któréj czele stoi wybrany wojownik i głowa gromady. Z niego to urodził się pan i szlachcic, a jakkolwiek czasy, instytucye, okoliczności odmieniły go wielce, nigdy on całkiem pierwiastkowego pochodzenia swojego nie zapomniał. Stał się panem z wybieralnego naczelnika, ale to jego panowanie podaniowo jeszcze wyglądało na delegacyą i zwierzchnictwo czasowe.
Stąd poszły zapomogi nieograniczone, karmienie czasu głodu, dawanie dobytku, budowanie chat kosztem dworu, i prawo karania i wymiaru sprawiedliwości, zostające w rękach dziedzica. Są to ślady dawnego jeszcze bytu gminy słowiańskiéj, do których należą gromadzkie wypasy, wygony wspólne z panem, i rozmaite używalności na ziemi, na któréj osiedli wieśniacy.
Prawo tych ciągle przeradzających się stosunków długo nie tykało i nie regulowało, stąd możniejszy rósł we władzę, a słabszy upadać musiał; w głębi jednak tego trwała pamięć dawnego bytu innego, często się odzywająca. Tradycyonalnie szlachta tam zwłaszcza, gdzie oddawna ziemią jaką władała, opiekowała się włościanami jak młodszą bracią i czuwała nad nią troskliwie.
Spotykamy pełno takich podań o dziedzictwach zrujnowanéj szlachty, wykupionych przez wieśniaków składkowym ich groszem, o sierotach, któremi opiekowały się gromady, o wspomaganiu dworu przez kmieciów, i chłopa przez dziedzica.
Dziś ze zmianą wyobrażeń świętość i wielkość powołania posiadacza ziemi zupełnie jakoś poszła w zapomnienie; majątek stał się dojną krówką, materyałem do spekulacyi, źródłem dochodów i nic więcéj.
W pierwszéj chwili téj gorączki frymarku, gdy jedni handlarzyć ziemią zaczęli, a drudzy jak Prot Potocki, na fabrykantów i bankierów się przerobili, majątki wielkie, pańskie poszły za bezcen. Kupowano je nie oceniając lasów, obszerności, rachując się z małych dochodów ówczesnych i do nich stosując wartość ziemi. Śmiało powiedzieć można i dowieść faktami, że niektóre dobra, pozbyte na ówczas, dziś tyle czynią intraty, ile były zapłacone. Nie było normy do ocenienia dóbr, a cena ich prawie od fantazyi lub wedle starych tranzakcyj z małém podwyższeniem ustanowioną była. Spotykamy téż w działach majętności niekiedy ustanowione praetium, dziś jeszcze zastanawiające wysokością, a obok nie wiedziéć dlaczego cenę niesłychanie nizką. To samo dowodzi, jak przedtém