cznego... Pan Bóg te kletki umyślnie musiał téż dla rysowników i malarzy kazać stawić. Co to za rozmaitość w nich, jakie niespodziane szczegóły, ile niepojętych dla budowniczego nowych czasów pomysłów. Często dom jedną ścianą utkwiony na palach wysoko, niegdy jak dziś w regularay kształt pudełka do chowania ludzi nie staje. Musi się wyłamać w prawo i lewo, jedném skrzydłem niżéj, drugiém podniośléj. Dach posłuszny wygina się także fantastycznie i przedstawia to przyczółki, to ganeczki, to okienka różne w nim poprzylepiane. Dokoła co wschodków i galeryjek, ażeby mieszkania z sobą połączyć, to pnących się na poddasze, to spuszczających w podziemia.
Dodajmy do tego koloryt, drzewo poczerniałe miejscami, siwe gdzieindziéj, złociste tam, kędy je podsztukowano, kawałki tynku pstrzące budowę, cegłę i kamień obnażone, a przyznać będziemy musieli, że dla malarza taka stara ruina nierównie piękniejsza od białego kwadratowego domu, pomalowanego zielono i różowo...
Ale już dziś w Żytomierzu nawet po małych poczciwych uliczkach, gdzie się dłużéj stare życie trzyma, nie łatwo znaléźć co podobnego, potrzeba iść nad Kamionkę aż, gdzie codzień wali się taka ruina, a porządny dom bez charakteru zastępuje ją zaraz. To czyni miasto podobném koniec końcem do norymberskich zabawek dziecinnych jaskrawo malowanych...
Dotąd jednak główne nawet ulice wyjąwszy środek miasta, nie są całkiem regularnie, dzięki Bogu, zamurowane i zastawione. Pomiędzy dwoma kamienicami o trzech piętrach, nagle spotykasz dworek szlachecki, staruszek z gankiem na słupkach, obórki, stodółki, ogród lub plac pusty; daléj drzewa i zagony w środku nowo wykreślonéj drogi przyjemnie ci wieś przypominają. Na bokach, trochę daléj po skrajach, gdzie jeszcze dobrodziejstwo bruku nie sięgnęło, a błota używać mogą mieszkańcy, ile chcą, pełno takich niespodzianek. Chata prosta wieśniacza, budowa żydowska niewiedziéć z jakich szczątków zlepiona, pole okryte ścierniskiem, sad owocowy, młyn wietrzny, kilka drzew i szpaler w poprzek drogi nowéj, rów śmieciem zarzucony, resztki ogródka kwiatowego... i t. p.
Niknie to wszystko aż nadto szybko przy ogólnym wzroście.
Ogromną przestrzeń zajmuje miasto, kończące się na wszystkie strony nie przedmieściami, ale wiejskiemi folwarczkami, chatami rozpierzchłemi po laskach, domkami w sadach, tém, co dawniéj stanowiło miasto całe.
Okrążają je takie posiadłości mieszczan dawnych, w których jeszcze niéma willi na sposób zagraniczny, ale są dworki i chałupy prastare. Wiele drzew i zieloności nadają tym krańcom we-
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/193
Ta strona została skorygowana.
172
J. I. KRASZEWSKI.