sołą minę ogrodu. W miarę jak się zbliżamy do środka i rynku, znikają dworki i drewniane budynki, a nowe mury zewsząd się wznoszą. Tu już choć porządnie, ale szkoda powiedziéć, żeby było pięknie — kamienice! Niéma nie na świecie mniéj dla oka powabnego nad uczciwą kamienicę w miasteczku. Cztery ściany i dach, w ścianach dziury, o więcéj nie pytaj. Wielkim przepychem są sztukaterye i gipsatury, a na froncie albo dwa lwy izraelskiego plemienia mężnego, godło dziś uzurpowane, albo herby i daty. W gotycyzm, naśladowany z francuskich stołowych zegarów, jeszcześmy się wdawać nie poczęli, ale że to przyjdzie z czasem, mamy niepłonną nadzieję. Styl ten trubadurów już się powoli choć bojaźliwie objawiać zaczyna w strzałkowatych oknach i gankach. Rynek niewielki, stary, od którego wiodła dawniéj do zamku ulica, dziś zwana katedralną, już otoczyły murowane domy. Z jednéj strony stoi dawny pobernardyński, dziś seminaryjny kościół, założony przez Ilińskich, a przed kilkudziesięciu laty skończony. Budowa to niekształtna i tak nieszczęśliwie wykonana, że niemal przed pokryciem już się w niéj mury potrzaskały.
Zasklepić jéj nie było można, potrzeba było popodpierać szkarpami, i nie wiem, czy i tak długo postoi. Wnętrze dzieli się na główną nawę i dwie węższe boczne, ozdobione wedle możności miejscowéj ludności, przykładnie pobożnéj i licznie do dwóch naszych kościołów uczęszczającéj. Nie piękne to, ale widać w wielu rzeczach bogobojne staranie i troskliwość w utrzymaniu. W bocznym ołtarzu z prawéj strony jest obraz N. Panny, dawniéj tu zamieszkałego artysty Fran. Zawadzkiego, który jest jednym z jego najlepszych; jego także roboty święty Józef i wielki przygotowany do głównego ołtarza obraz Przemienienia Pańskiego ze szkicu warszawianina Tegazzo. Ostatniego i św. Filomeny, wiszącéj na jednym z filarów, przy najlepszych chęciach pochwalić trudno; wykonane pośpiesznie, wcale nie zwracają oka i nie podnoszą duszy. P. Franc. Zawadzki, człowiek nie bez talentu, dosyć długo mieszkał w swojém rodzinném mieście Żytomierzu, ale że tu i dla jednego artysty trudno znaléźć roboty, a zdawało mu się, że gdzieindziéj będzie lepiéj, powędrował do Moskwy. Szkoda go ze wszystkich względów... choć go już mamy czém zastąpić. Dziśby może i pracę tu znalazł.
Dla artysty wistocie Żytomierz był miejscem dosyć niedogodném, zamiłowanie sztuki ledwie się tu rozbudzać zaczyna, a najpierwszych potrzeb braknie zupełnie. Żebrak nawet swéj siwéj brody i nachmurzonego czoła nie zechce dać za wzór, cóż mówić o innych!
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/194
Ta strona została skorygowana.
173
WIECZORY Z R. 1858.