czniéj przybywający, swojemi produkcyami krzywe pojęcie o pięknie i prawdzie sztuki wszczepiają, i upowszechniają to zimne powtórzenie natury, które prawdziwością swą nęci, a wistocie nawet prawdy materyalnéj nie daje, i pozorem jéj łudzi tylko, ducha zaś nigdy nie schwyci.
Zdziwi się nieznający Żytomierza, gdy mu powiemy, że prawie niéma tu księgarni. Jest jedna, ale w najosobliwszy sposób urządzona, w któréj książek mało, drogie, a o kupienie ich dopraszać się niemal potrzeba. Nowości przybywają do niéj, gdy się już dobrze postarzeją, a ceny są tak fantazyjne, że mało kto, zmuszony do kupna, odważy się na nie. Księgarnia ta jest dla nas jak większa część sklepów zagadką, zdaje się bowiem, że właściciel nietylko się nie stara o powiększenie odbytu, ale usiłuje się od niego uwolnić, podnosząc ceny nad miarę i zrażając kupujących obejściem z niemi prawie niegrzeczném. Przytém zasób księgarni wcale potrzebom miasta nie odpowiada, i nikt téż do niéj nie zachodzi, chyba przyciśniony jakąś ostatecznością. Ceny, nie licząc pięćdziesięciu procentów zysku, wyższe są od zwykłych katalogowych. Maleńki drugi handelek ma żyd introligator, wedle starego zwyczaju kumulujący dwa powołania, oprawiacza i kupca książek; ale tu ledwie parę set tomików wala się po półkach, srodze od much popstrzonych. Chcący więc czytać i miéć książki nowe, zmuszeni są albo nabywać je w blizkim Kijowie, lub sprowadzać od innych księgarzy, nawet z prowicyi, gdyż Dubno, Łuck i małe miasteczka lepiéj są w tym względzie uposażone od Żytomierza.
Daliśmy już pojęcie ży cia powszedniego naszego miasteczka, i zamiłowania w spokoju, które charakteryzuje mieszkańców; rzadko téż skupiają się oni i dotąd nie mamy takiego publicznego miejsca, w którém-byśmy zejść się i zobaczyć mogli kiedy-niekiedy, i policzyć, i uśmiechnąć sobie lub z siebie z daleka. Ogrodu spacerowego brak nam zupełnie, maleńki przy domu gubernatora i szczupły jest, i niezbyt uczęszczany.
Za to okolica, nad podziw malownicza, dozwala wszędzie najmilszéj używać przechadzki, i zastępuje najwykwintniejszy ogród. Chociaż w samém mieście rok mieszkać można i o nieporównanych krajobrazach, jakie go otaczają, nie wiedzieć, już z wierzchołka Cudnowskiéj ulicy domyśli się każdy, że w tamtéj stronie pięknie być musi. Cała Kamionka niezmiernie malowniczo wije się pod miasteczkiem, zasiana ogromnemi głazami; i domy zbudowane na wzgórzu nad nią, mają prawie szwajcarskie widoki na wzgórza zielone, lasy, pagórki, wodę i skały... Nad jéj brzegami obrano miejsce na cmentarz katolicki, rozrzucony w lasku na górach i formujący smutny, ale nieporównago wdzięku obraz. W pośrodku stoi kościołek na naj-
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/206
Ta strona została skorygowana.
185
WIECZORY Z R. 1858.