Zda mi się, że jest jedna nietknięta dotąd jeszcze nauka, któréj nikt nie śmiał wykładać, bo się nie poczuwał na siłach drugim prawić i nauczać ich tego, co sam do śmierci badać musi. Nazwałbym ją nauką życia, stosunków społecznych między ludźmi — biologią. W pewien sposób zastępuje ją tylko nauka moralna, która mówi, jak być powinno, nie określając, jak jest; nikt jednak nie przedsięwziął studyum życia, bo któżby mu podołał? Nie mówię tu o zasadach mających niém kierować, bo te są stałe i niezmienne, ale jako zbiór fenomenów, połączony systematycznie jedną nicią logiczną, biologia, o któréj marzymy, nie istnieje.
Empiryczne studya o niektórych jéj częściach wypełniają tymczasowo próżnię, ale to zbiór zawsze mniéj więcej trafnych spostrzeżeń, których nikt w całość zlepić nie próbował.
Codzień ocieramy się o skutki, prawie nie troszcząc się o przyczyny, wiemy kilka tylko pewników, a i tych prawda dopiéro w starości doświadczeniem się dla nas uwidocznia, bo za młodu nie chcemy im wierzyć wcale.
Religijne przepisy stawiają nam granice, po-za które wyjść się nie godzi dla duszy; prawo zakreśla szranki bezpieczeństwa, za któremi karne swe stawia słupy... ale w tych obwarowanych granicach, po-za które wyrywa się często niespokojne serce i myśl ludzka, jakże jeszcze szerokie stoi pole, na którém ścieżek tysiące, nieoznaczonych żadną kartą gieograficzną?
Nieraz rozmyślaliśmy o tém, czyby życie ludzkie nie dało się ująć choćby w empirycznych swych objawach, jakąś formą i prawem, któreby dając poznać jego naturę przez działania i czyny, dało zarazem wierny obraz żywota w jego nieskończonych metamorfozach.
Ale życie to stosunek, a stosunek milionów do siebie wyradza nieobrachowaną rozmaitość wypadków, w których gubi się umysł i morduje uwaga najwytrwalsza. Historya osamotnionego człowieka jest łatwą, ludzi w społeczeństwie i ruchu, — niepodobną prawie.
Dlatego ci potępiani powszechnie powieściopisarze, którzy malują dowolnie, z większym lub mniejszym talentem wypadki zetknień w charakterach, indywiduach, jednostkach i grupach, mogą pisać lat tysiąc i z trochą talentu nie wypisać się nigdy.
Ale, gdy z tego pola fantazyi przyjdzie zejść na plac prawdy i życia rzeczywistego, bledną wymysły najdowcipniejszych twór-