ców i natura potęgą swych kombinacyj okrywa wstydem te maluczkie pigmejskie wysiłki.
Widzimy naprzykład w tysiącznych postaciach wystawionego nam bogacza; w barwach jaskrawych, spłowiałych i ciemnych, a któż kiedy podał monografię téj istoty, tak na pozór szczęśliwéj, w rzeczy tak ciężkie noszącéj brzemię?
Jest-że co ciekawszego nad studyum tego rodzaju i rzucenie okiem w głąb’ zaczarowanego pałacu, na którego tylko błyszczące szczyty poglądamy z daleka?
Na oko, nierówność stanów i nierówność mienia wydają się nam ślepą losu igraszką, niesprawiedliwością, fatalizmem, i często wyrywa się z ust narzekanie, że mienie w takie się ręce dostało, które go użyć nie umieją.
Bywa i tak na świecie, nie przeczym.
Wyrzut ten w części słuszny, po części jest niesprawiedliwy, rodzi go czasem szlachetne oburzenie, czasem godna litości zazdrość. Dla ubogiego bogaty jest nieustanném urągowiskiem z jego nędzy, jątrzącém szyderstwem, nieprzyjacielem i wstrętem — to się łatwo położeniem tłómaczy. Często téż przypadek, a raczéj niezbędna wola Opatrzności daje w ręce nieudolne złoto i siłę, którą ono ma w sobie.
Ale z drugiéj strony, połowa przynajmniéj bogatych winna bogactwo sobie i pracy.
Tu jednak rozróżnić potrzeba; gdyż część majętnych zarobiła na to trudem, oszczędnością, przemysłem, talentem, inni zdobyli mienie oszukaństwem, wydzierstwem, niepoczciwém korzystaniem ze słabości bliźniego, z jego nieświadomości.
Tymczasem jeden wstręt i nienawiść ściga wszystkich możnych; — serca ściśnięte nie umieją rozróżniać, a boleść zaślepia.
Z zazdrością więc, z niechęcią, ze wstrętem patrzy świat na posiadaczów téj skrystalizowanéj pracy własnéj lub cudzéj, która się zowie złotem; co dziwniéj, patrzą oni jedni na drugich dziko, nieufnie... z obawą.
Pierwszém i największém nieszczęściem bogatego człowieka jest to właśnie, że na nikogo liczyć nie może i nie ufa nikomu. Doświadczenie go uczy, że pochlebców, dwór, przyjaciół, wszystko winien nie sobie, lecz mieniu swojemu; wié on, że w chwili upadku postrada wszystkich, męczy go to, że za wszystko płacić musi, i w każdém podejrzéwa rachubę.
Potrzeba więc wielkiéj potęgi serca i silnéj miłości bliźniego, aby nie wyschnąć od téj myśli nieustannie czuwającéj u łoża, od tego uczucia gryzącego pierś dniem i nocą... Niewiara jest najstraszliwszą z męczarni.
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/234
Ta strona została skorygowana.
213
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.