Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/24

Ta strona została skorygowana.





1. Asmodeusz w roku 1837.

Wieczór pierwszy.

Powiem wam, moi niekochani czytelnicy, rzecz tak dziwną, iż wy chyba, coście wierzyli w prawdziwość Saint-Simonizmu, w panaceum Leroi, w dośrodkowy wzrost roślin i inne artykuły wiary naszego wieku, uwierzyć w nią będziecie mogli.
Asmodeusz, ów sławny dyabeł kulawy, który tyle rzeczy ciekawych wyjawił don Kleofasowi, znowu przyszedł na ziemię, i do tegoż samego Kleofasa. Bo i don Kleofas żyje. Jakim sposobem? tego wam nie umiem powiedziéć, bom dojść nie mógł ani z recept Cagliostra, ani z pośmiertnych pism hrabiego S. Germain, ani nawet z Makrobiotyki ś. p. Vireya, — że żyje jednak — to prawie pewna; wziąłem go zupełnie żywego i prowadzę przed was, najnieukochańsi i najniełaskawsi czytelnicy rodzaju męskiego, żeńskiego i nijakiego i wszelkich innych pośrednich rodzajów.
Jednego wieczora, kiedy don Kleofas siedział zadumany, o jutrzejszym obiedzie zapewne, puknął ktoś do okna, i nie czekając odpowiedzi, przez otwór w oknie, w którym był umieszczony wentylator, wemknął się do izby. Don Kleofas spojrzał zdumiony, poznał po płaszczyku i nóżce starego swojego przyjaciela.
— Skądżeś się wziął po tylu latach? — zawołał zdziwiony — i co cię tu przyniosło?
— Stara znajomość, don Kleofasie; chciało mi się świat znowu obejrzéć, czy téż się on co odmienił od owych naszych przeglądów.