dobno na tę słabość zapadają, która ich doprowadza do ofiar, nie wiem, śmiechu czy politowania godnych. Zapierać się muszą przyjaciół i rodziny, gustów, obyczaju, i brać, co im narzuca upodobanie chwilowe. Popularny bohater musi hołdować każdéj tendencyi ogółu. Będzie trzymał z ludem, jeśli lud w modzie, z nieprzyjacielem, jeśli mu ten potrzebny do popularności, będzie pił, jeśli pić trzeba, chodził w siermiężce lub gorąco krzyczał za postępem, gdy postęp na dobie.
Ofiary pieniężne niewiele go kosztują, gotów jest i na nie, byle pozyskać, o co się ubiega, bo częste bale, obiady, wystawa, spraszanie tłumów i całowanie się braterskie ze wszystkiemi także bywa środkiem wybornym.
Ale i tu co za trudność! Jeśli po ustach jaśnie wielmożnych, szlacheckich dotkniesz wąsów, pierwsze ci to za złe mają, drugi niewiele sobie ceni, żeś go trochę poślinił, musisz w kącie uściskać pana tak, aby cię szaraczek nie widział, a szaraczka wycałować potajemnie i z oznaką serdecznego uczucia. Przed panem potrzeba ci się wyśmiać z szlachetki, ze szlachcicem urągać z jaśnie wielmożnych, a gdy się dwa żywioły przeciwne zetkną, manewrować między ogniem a wodą, aby się nie spalić i nie utopić.
Ostatecznie, cóż daje popularność? Nie wiem doprawdy, chyba to słodkie przekonanie, że się zdobyło w świecie najtrudniejszą mrzonkę i niepoścignione fantasma, że się uścisnęło chmurę...
Patrząc na tych nieszczęśliwych zapaśników, ubiegających się o popularność, niespokojnych zawsze, oglądających się wiecznie, śledzących każde wejrzenie, czy w niém co szyderskiego niéma, każdy ruch ust, czy się w nim sarkazm nie zawiera, — myśl z boleścią rachuje, ileby kosztem tych usiłowań dobrego zdobyć się mogło.
Ale to ta wiekuista życia komedya... ten Vanity Fair, to targowisko próżności, na którém wszyscy handlujemy potrosze... Temu się chce uchodzić za wielkiego, innemu za świętego, trzeciemu za gieniusz, a zawsze uchodzić i uchodzić i Snobów tyle, ile ludzi! Maluczko są takiemi, jakiemi ich Bóg stworzył, nie pragnąc odgrywać żadnéj roli prócz swéj własnéj i to bez niepotrzebnego pathos.
Ubodzy, o których osobno mówić będziemy, bo i między niemi wiele wad i słabości wiele, nie tak podlegają chorobie popularności, która dla nich rzadko jest dostępną; mają oni swoje, inne, a nie mniéj niebezpieczne... bogaci zapadają na nią bardzo często, a niektórzy nie mogąc doścignąć popularności, rzucają się ku oryginalności, mającéj także przyjemności swoje. Człowiek popularny, jeśli przypadkiem jakim uchowa cało swój nabytek do końca,
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/243
Ta strona została skorygowana.
222
J. I. KRASZEWSKI.