Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/246

Ta strona została skorygowana.
225
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.

zgubiony téż całkowicie, pozostałem w stanie tym pośrednim oczekiwania i oczyszczenia, który mnie między niebem a ziemią uwięził.
Na jak długo? ja sam nie wiem.
Podniósłszy się nieco nad poziom, gdym spojrzał raz pierwszy na tę ziemię, dziwnie inaczéj mi się jakoś niż wprzódy, gdy na niéj mieszkałem, wydała, — całą nawet przeszłość moję, którą przed chwilą widziałem piękną, jasną, w nowém ujrzałem świetle.
Z dawnych mych uczuć trochę żalu, smutku trochę, pozostało na skrzydłach, któremi się podniosłem... obraz własnego mojego życia zdziwił mnie nie pomału. Sąd o niém zmienił się nagle.
Zdawało mi się zawsze, że inaczéj poprowadzić się i z siebie nic innego nad to, com uczynił, zrobić nie mogłem... Z podziwieniem stanęła mi przed oczyma przeszłość, jak wyrzut, — jasném stało się dla mnie, żem zmarnował wiele, żem jeśli nie czynnie, to opuszczeniem i zdrętwiałością zgotował dla ducha ten stan, w którym teraz trwać musiał, aż do wytrawienia w sobie reszty ziemskich brudów.
Spytasz może, jak ja nieraz, żyjąc, pytałem się siebie w chwilach zniechęcenia: — cóżem ja zrobił tak złego? Jam zawsze sądził, że byłem czysty i praw, a losy zawiniły względem mnie, nie ja sam względem siebie.
Nie uwierzysz, jak to całkiem inaczéj stąd się widzi i sądzi... Teraz sam mogłem być sędzią, i żal mi serce ucisnął.
Wprawdzie nie zrobiłem nic złego, nic tak bardzo złego, by to moralném nazwać się mogło samobójstwem, nie zabiłem się na wieki, alem na długo uczynił się kaleką.
Znałeś życie moje... biedne życie! od kolebki do śmierci pasmo próżnych marzeń, zachceń, żalów, przywidzeń, a w rzeczy czcze nic, trwające lat dwadzieścia kilka. Było w charakterze moim, jak wielu z was towarzyszów i współczesnych, żeśmy do niczego ochoty, energii, wytrwania, serca nie mieli; nudziło nas wszystko, nawet zabawki; praca, kobiety, świat, wszystko sławione i poetyzowane ziemi błyskotki, nie mogły ni nasycić ni utrzymać w miejscu... Obojętność i próżniactwo, głównemi grzechy były mojego żywota... Mech porósł na duszy, pleśń na sercu, z założonemi rękoma, prześniłem lata moje, i dusza wydobyła się z ziemskiéj swéj powłoki tak zesłabła, tak do lepszego życia niezdolna, że jéj nie wiem, jak długo potrzeba się kąpać w surowych rozmyślaniach i widoku waszego świata, aby siłę uronioną odzyskać...
Dziś tedy wiszę, jak ów w podaniu Twardowski, na nici pajęczéj między niebem a ziemią, i wierz mi, kochany Julku, iż ta nasza tradycya narodowa ukrywa w sobie głębokie znaczenie.