W wielu to razach opuszczamy świat caluteńkiém życiem nie usposobieni, by wzleciéć nadeń wolni od więzów jego; często taka tylko nić pajęcza łączy nas z ziemią, i pajęczyna ledwie jednoczy nas z niebem...
Tą złotą nitką z wyżyny czasem jedno poczciwe westchnienie, jeden grosz jałmużny, jedna łza, którą aniołowie rozprzędli cieniuchno.
Patrzę więc na waszę ziemię, kochany Julku; o! jużem ci mówił, jak mi się ona stąd dziwnie, dziwnie, jak całkiem inaczéj wydaje. Chwilami płakałbym, gdybym miał moje oczy niebieskie, które za życia łez zdrowéj kąpieli nie znały — chwilami znowu śmiałbym się, gdybym miał usta, które szczerze rozśmiać się nie umiały, prócz w dzieciństwie.
Jak to się dzieje, że do ciebie piszę... w jaki sposób redaguje się moja korespondencya i dochodzi cię... Zostaw to mnie, nie pojąłbyś, gdybym ci wytłómaczył, a objaśnić mi ciebie nie wolno, dosyć, że mogę odezwać się z drugiego świata, żem wybrał ciebie i że listy moje odbierać będziesz, dopóki ziemia mnie jeszcze obchodzić nie przestanie i świat wasz zajmować.
Pogląd mój na wasze ziemskie sprawy nieraz ci się wyda dziwaczny, ale pamiętaj, skąd ci go przysyłam, i czém w téj chwili jestem — bądź pewien, że stąd dopiéro jasno i bezstronnie widziéć można, co się dzieje w tym wirze, którym ogarnieni, pochwyceni i odurzeni, nie zdajecie sobie sprawy ani z czynności, ani z kierujących niemi powodów. To jasnowidzenie, które winienem dziś smutnéj pokucie studenckiéj, u was nie łatwo się otrzymuje lub nawet nie zdobywa nigdy... więc ci się na coś przydadzą te listy twojego... nieboszczyka.
Pierwszy mój list wydał ci się smutnym zapewne, nie obawiaj się jednak; teraz, gdy z moim obyłem się stanem, gdym trochę przywykł do niewygodnej pozycyi, w któréj zostaję, uśmiech mi rozkwita często na... nie na ustach, bo ich niéma, na duchu, kochany Julku!
Świat z pewnéj strony widziany jest smutny, ale z drugiéj, jakże zabawny, a raczéj jak śmieszny! Ta powaga ludzi, którzy sami w siebie nie wierząc, roztaczają pawie ogony, aby szerzéj wystąpić, i dmą się, i w górę głowę podnoszą i grają rolę ważną, — mój Boże, jakże to pocieszne!! Gdybyś, jak ja, mógł na wylot widziéć, jakieto nędze i słabości temi płaszczami złotolitemi dumy się odziewają... Julku, zanosiłbyś się od śmiechu.
Nieraz śledzę oczyma człowieka, nie spuszczając go ani na chwilę z uwagi, a sprzeczności życia komedyi, jéj scena i kulisy, lepiéj mnie od waszego ubawią teatru.