Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/26

Ta strona została skorygowana.
5
ASMODEUSZ W ROKU 1837.

wyczerpać do ostatka. Ich to wina, że co w wielkich twórcach było środkiem tylko pomocniczym, stało się celem w literaturze. Te ohydne obrazy, z początku w części jako nowe, w części jako potrzebne do doskonałéj całości użyte zostały: oni tego nie rozumieli, i wzięli, jak-em mówił, środek za cel. Tym samym sposobem szatan zmartwychwstałych Miltonów, w osobie Byrona i Goethego, szatan odnowiony i użyty jako nowy, czasem jako potrzebny w kompozycyach; dla nich stał się jedyną, ulubioną i niewyczerpaną studnią coraz nowych dziwactw. Jedni go używają, bo go lubią sami, drudzy dlatego, że go lubią czytelnicy. Lecz, że jest w modzie, temu nikt zaprzeczyć nie może. Tak sam w kobiecych poezyach, są w modzie aniołowie; tak samo niedawno byli w modzie dzicy ludzie w stanie natury. Tak samo jest w modzie historya, chociaż, zacząwszy od Walter-Scotta, cała szkoła histostoryczna widzi przeszłość i maluje, nie jak była, ale jak się jéj podoba, jak ją oglądają z tego dzisiejszego stanowiska, które zmieniwszy, nową znowu historyą pisać zapotrzebuje. Są to rzeczy bardzo naturalne. Każdy wiek, będący tylko z jakąś odmianą powtórzeniem pewnéj epoki przeszłéj, ma jednę ulubioną sobie, którą pieści. Niedawno kochaliśmy starożytność; teraz, niezdecydowani jeszcze, zaczynamy nabierać smaku do wieków przechodnich, półbarbarzyńskich, co może dowodzi, żeśmy sami im podobni. Przecież — dodał don Kleofas, wracając do pierwszego — cześć, jaką oddajem piekłu, nie jest ci przykrą, Asmodeuszu?
— Ach, owszem! owszem! bardzom temu rad! Przecież się ludzie na nas poznali! Prędzéj czy późniéj sprawiedliwość przychodzi; nie prawdaż? I cóż u was więcéj słychać?
— Pytasz się jak ostatni parafianin, jak każdy próżniak przychodzący z wizytą, gdy się wniosków o pogodzie przebrało. Chodź ze mną, będziem patrzéć.
Zwyczajnym sposobem polecieli don Kleofas z Asmodeuszem, a gdy stanęli nad Paryżem, gdyż téj stolicy dyabeł był najciekawszy, don Kleofas wskazał mu oświecone gazem ulice, krążące i krzyżujące się coupé, fiakry, dyliżansy i omnibusy, pozaczynane w różnych kierunkach koleje żelazne, błyszczące od luster i kryształów kawiarnie, pełne ludu teatra: Opery, Bramy S. Marcina, Rozmaitości, domy wspaniałe dla ubogich, więzienia, domy poprawy, szpitale, bursę, galerye, gabinety i wiele innych rzeczy; a potém z dumą zapytał:
— Ty, coś się śmiał z doskonalenia ludzi, teraz śmiej się, kiedy możesz, przypomniawszy sobie, czém to miasto było, czém jest teraz! — I spojrzał tryumfując na dyabła, który nie tracił swego szyderskiego uśmiechu i kiwał głową. — A cóż?!