Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/266

Ta strona została skorygowana.
245
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.

słabość poniża, i dając ułomność ludzką tłómaczowi opinii ogółu, czyni go jednostką jak inni omylną i kruchą, siłę zbiorową redukując w nim do mocy pojedyńczego człowieka. Maluczkie to przewinienie zapewne przyjaciela pochwalić nad zasługę dlatego, że się go kocha, za gościnność płacić słowem przyjazném — ale czyż na to miejsce w poważnym dzienniku?
Dziennik przedewszystkiém jest ową kazalnicą, zastępującą średniowieczne ambony, przypięte niegdyś do boku kościoła od strony cmentarza, z których do wielkich gromad kazano; z niego się mówić powinno, zostawując w zakrystyi swą osobistość, upodobania i wstręty, w imię świętéj prawdy. Kto raz tu usiadł, winien pamiętać, jak wysoko stanął. Właśnie, jak-eśmy to ukazali, zabycie stanowiska, zaprzedanie się na chleb powszedni, względy ludzi, poślubienie prywatnych nienawiści i stosunków, zniża codzień prasę zachodnią i upadkiem jéj zagraża.
Drugą, nie mniejszą przyczyną upadku, jest współzawodnictwo dzienników czysto spekulacyjne i nic nad własny interes ich nie mające widoku. Walka o prawdę między dwoma przedstawicielami przeciwnych poglądów i systemów obu wznosiła wysoko i zwracała na nich oczy, ku nim serca; musiano ich szanować, chociażby nie sympatyzowano z niemi. Dziś przerodziło się to w wojnę ludzi, których głowy zaprzątnione są odbiciem u przeciwnika grosza dla siebie, abonentów dla pisma. Nie chodzi o ideę, idzie o liczbę prenumeratorów i dywidendę, przybiera się taką barwę, jaka płaci.
Narzędzia takiéj walki łatwo się domyślić; wszelki oręż tu dobry; potwarz, aluzya sromotna, dwuznaczne słowo, dowcip, który pokrywa czczość myśli błyskotliwą sukienką arlekina, gniew, szyderstwo, — co pod ręką to orężem. Samsony nowe nie wahają się pochwycić choćby ośléj szczęki. Najczęściéj potém z takiéjwalki ulicznéj, obaj zapaśnicy wychodzą oplwani, zabrukani i pobici! — Obnażając cudze rany i kalectwa rodzonych braci, nie czu ją, że tych ran i ułomności w sobie się także domyślać każą. Mądrzejsza byłaby ślepota i niedomyślanie się złego, niż taka jego głęboka świadomość. W końcu z dwóch zażartych wrogów zostają, jak w bajce, dwa ogony, które Mirès lub Pereyra kupują na licytacyi, aby im służyły za narzędzia do bursowych frymarków. Dziś dziennik na zachodzie nie jest czém inném, jeno takim faktorem, a zmiany barw i zależność od akcyonaryuszów czynią go prostém narzędziem frymarku bez znaczenia i wpływu na ludzi serca i głowy.
Nie porzucono wprawdzie dzienników, do których ludzie przywykli jak do chleba powszedniego; od odźwiernego paryskiego, co przy śniadaniu musi czwartopiętrowego Siècla rozpieczętować; aż