Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/267

Ta strona została skorygowana.
246
J. I. KRASZEWSKI.

do matador bursowych, jedyną dziś we Francyi czynną będących arystokracyą — wszyscy biorą z nałogu do ręki wielki ów arkusz mokry jeszcze i węglem cuchnący, ale on nikogo nie porusza, nie rozognia, ani roznamiętnia, bo nikt weń nie wierzy. Wiedzą wszyscy dobrze sekret komedyi, że pod każdą chryją dziennikarską jest jakaś podszewka, jest słowo tajemne, tłómaczące owe zapały, jest coś, co wywołało elokwencyą, w któréj ani serca ani prawdy nie szukać; wiedzą, że to jest przedsiębiorstwo, nie apostolstwo, bo znają Véron’a, a nawet pełnego talentu Girardin’a, który w końcu trybunę swoję za miły grosz spieniężył.
Świetnych talentów i dziś dosyć, ale zacnych i prawych ludzi nie widać; frymark ich wypędził, a zwątpienie zamknęło usta, wszyscy mniéj więcéj sprzedali się za grosz, za pochlebstwo, ze strachu, lub za smaczne obiady; — dawne téż współczucie odbiegło ich, i publika od nich ucieka. Wygląda to coś nakształt pracowników, którzyby heble i dłuta w szynku pozastawiali — trudno, by wiedząc o tém, ktoś przyszedł z zamówieniem.
Miałżeby ten stan dziennikarstwa odbić się i u nas? Młodsi i niemający czasu rozwinąć się jeszcze, mieliżbyśmy już schwycić tę zaraźliwą chorobę, jak tyle innych wzięliśmy od zachodu? — Nie sądzę, ale powtarzam, boję się, Widzę wszędzie gorliwe chęci, poczciwe popędy, czyste zamiary, ale są i znaki przepowiednie, któreby mogły zastraszać. Tam i owdzie zjawiają się walki jałowe osobistości podraźnionych, panegiryczne wybuchy, których nic nie usprawiedliwia i nie tłómaczy, płaskie czasem powodowanie się i naginanie do wymagań ludzi, którychby prowadzić potrzeba, a nie do nich ślepo się stosować — i to chwilowo przestrasza... Lecz ludzka rzecz pobłądzić, a myśmy jeszcze nie zaszli zak daleko, by próżność i zarozumienie nie dozwoliły opamiętać się i w porę zawrócić. Dzienniki nasze mogą chybić drogi, ludzie, co niemi kierują, miéć swoje słabostki, lecz wprędce poczucie błędu i sumienie wprowadzi na prawy gościniec.
Trwała przyszłość i los dziennikarstwa nie zależy na obudzeniu chwilowo gorączkowego zajęcia, na wyszukaniu skandalu, na podaniu przysmaczku, ale na wyrobieniu sobie stałego szacunku, zaufania i wiary. Bez nich niéma jutra, choć dzisiaj może być wygodne. Znajdą się wdzięczni przyjaciele, co za czułe wspomnienia i wąsate pochwały ze łzami w oczach podziękują; znajdą się pomocnicy bezpłatni, co za wydrukowanie swych imion i unieśmiertelnienie wiosek ściągną kupkę abonentów, ale tém dziennik nie stoi, — wytrwała pracą powolną, dowodami poświęcenia dla prawdy i dobra publicznego, nieustanném dźwiganiem się do wysokości wieku, czuwaniem na straży, zyskuje się stopniowo poszanowanie, wiarę, wziętość. Wów-