Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/276

Ta strona została skorygowana.
255
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.

tęgą. Tymczasem głębsze nad naturą ludzką zastanowienie wskazuje, że tak nie jest wcale; małpa nawet umié przedrzeźniać; ale z pozornie ułomnéj i słabéj rzeczy, wydobyć stronę dobrą, to, co w niéj jest ziarenkiem żywotném, nie każdy jest zdolnym. Władza ta tak jest rzadką i drogą, jak pospolitą przeciwna. W towarzystwie mamy tysiące tych istot pełnych dowcipu, szyderskich, błyskotliwych, zdających się obiecywać wiele, a ostatecznie umiejących tylko zaprzeczać, wyśmiewać i znaléźć we wszystkiém stronę czarną. W średnich wiekach już mawiano, że plus negare potest asinus, quam probare philosophus; prawdzi się to co chwila, a jednak lada dowcipek kulawy, lada żartowniś gminny zyskuje łatwo patent na wyższość umysłową, byle szydzić potrafił.
Umysły téż nawet silniejsze, raz wziąwszy kierunek łatwy w zapatrywaniu się na rzeczy i poszedłszy tą drogą, na niéj marnie tracą zasoby, którychby lepiéj użyć mogły. Codziennie wprawiamy się w szyderstwo, a zaniedbujemy tę daleko ważniejszą władzę widzenia dobréj i jasnéj strony, która naostatek zupełnie w nas zamiera. W końcu téż gorzknie nam świat od takiego poglądu, obrzydzamy życie, rzucamy się w zimny sceptycyzm i kończymy odrętwieniem, z którego budzimy się tylko, by błysnąć resztką niedogasłego dowcipu.
Czuliśmy potrzebę powiedzenia o tém słowa, z powodu, że kierunek ogólny umysłów, literatury nawet w części, wiedzie nas na te jałowe drogi. Spotykamy na nich i talenta znakomite, i ludzi obdarzonych potężnie, marnujących siłę na wywracanie koziołków przed pulicznością i naśmiewanie się z błędów, którym sami jak najnamiętniej ulegają. Umieją oni pokazać złe we wszystkiém, w niczém nie potrafią dojrzéć dobrego — bo — bo w dobre nie wierzą, a z tamtego pośmiać się mogą i pochwalić dowcipem. Bawi to wielu, cieszy tych, którzy nienawiściom posługują, ale koniec końcem, nie prowadzi do niczego. Dowcip jest przywarą, ale bez pożywniejszego jadła, myśli, którąby okraszał, nie karmi. Nie dowodzi on nic, prócz pewnego temperamentu i usposobienia, które miéć może najgłupszy człowiek, tak jak najrozumniejszy całkiem być może pozbawiony daru wymowy i przekonywania.
Staropolski dowcip, jak-eśmy to mówili gdzieindziéj, inny był wcale niż dzisiejszy; na dnie jego czuć było miłość, dobroć, serce; nie znaliśmy prawie gorzkiéj ironii i zabójczego szyderstwa.
Wogóle, duch wieku nie jest krytyczny i negacyjny, pora burzenia ustała, przyszła chwila organizacyi; niedobitki tylko staréj falangi stoją jeszcze i świszczą, ręce włożywszy w kieszenie, na przychodzących pracowników. Ale dzieje się to tak często, jak na tém kazaniu włoskiém, od którego słuchacze odbiegli, posłyszawszy