Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/278

Ta strona została skorygowana.
257
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.

żemy; jest wielka, jest znakomita, ale czy jest rodowitą naszą, czy zapożyczoną za morzami? — osądźcie.
Zamiast otwartéj, uczciwéj walki, mamy pokątną intrygę, która rozmaite przybierając twarze, wkręca się; począwszy od szynczku do salonu, tu popularna i ludowi bratnie podająca dłonie, tam wystrojona i przefrancuziała, bijąc w bębenki próżności.
Jednego dnia, ten sam maluczki człowieczek pisze do dwóch wpływowych ludzi, wręcz przeciwnych opinij, i obydwom potakuje.
W ten sposób zyskuje sobie po cichu — tam surdutem, tu białym krawatem i rękawiczkami — na przeciwnych krańcach stojące potęgi; i śmiejąc się z obu, obu za narzędzie używa, byle swojego dopiął.
Pochlebstwo równie dobrze popłaca w knajpach i salonie; jestto muszka, na którą się wszelka ryba bierze; zręczny szermierz wié o tém i robi swoje nieznacznie, w salonie nie mówiąc o knajpie, choć w knajpach czasem drwi z salonu. Ale po cichu, po cichuteńku!
Zapytajże go wobec licznego grona niejednolitego towarzystwa, co myśli, powie ci coś takiego, czego wszyscy razem nie zrozumiecie, ale każdy uczuje się przyjemnie połechtanym.
W tém jest dzisiejszych zapaśników sztuka — pięść nie silna, ale nogę podstawić zręcznie potrafi każdy.
Spojrzmy téż na pisma nasze, jak wyglądają, po niedawnych nawet z przed kilkudziesiąt lat, blade, mizerne, wymokłe, tchórzliwe, bezbarwne.
A jeśli komu wypadnie z konieczności srogiéj powiedziéć, co myśli, ileż to ku temu przyborów, zachodów, aby myśl zaćmić, aby zdanie uczynić jak najgladszém do przełknięcia, jak najmniéj znaczącém — jak najdrobniejszą pigułeczką złoconą.
Rzekłbyś patrząc na to, że nikt niéma głębokiego przekonania, któregoby bronić warto, że wszystko jest obojętném, że nawet fałsz poruszyć i podłość nas oburzyć nie potrafi.
Kochany dowcip, ulubieniec wieku, zastępuje szczerotę, któréj braknie, tak zawsze manewrując bacznie, aby koląc na wszystkie strony i drugich i siebie nawet samego, nikogo nie ranił śmiertelnie. Jak muszka przelatuje około nosa, ale za mały jest, byś go szeroką dłonią mógł ująć, uśmiechniesz się zeń i pogardzisz.
Wszyscy przyjaciele sobie serdeczni, szanujemy się wysoce, miłujemy jak najmocniéj, ściskamy do łez, kłaniamy sobie niziuchno, ale popatrz, co za plecami jeden drugiemu pokazuje, co szepczą, gdy się odsuniesz, jak się śmieją, gdyś ledwie próg przestąpił.
Wszędzie wybaczona ta słabość, tylko nie w literaturze, nie w krytyce i dziennikarstwie, gdzie kłamstwa pisząc dla jakichś tam względów, na siebie wyroki głosim, nie na tych, o których sądzimy.