Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/292

Ta strona została skorygowana.
271
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.

więcéj mieli do oddania dostatni. Potrzeba miéć wiele, ale miéć, żeby się dzielić, nie żeby używać samemu. Jak skoro obok zbytku jest nędza, zbytek wytłómaczyć się nie może, ani uniewinnić, ni po chrześcijańsku, ni ekonomicznie. Nie chodzi tu o podział jakiś dziecinny, ale o udział przez pracę, ofiarę, troskliwość i miłosierdzie. Jeżeli to, co mogło zaspokoić potrzebę pilną, głód i pragnienie ukoić, poszło na bronzy i aksamity, bronz i aksamit są grzechem dla duszy, chorobą dla kraju.
Nie idzie zatém, aby się zamknąć i ograniczyć, by nowe prawa zbytkowe, jak w średnich wiekach, ogłaszać; prawa te nie na piśmie, ale w sercach być powinny. Zbytek nie karany legalnie, ale moralnie wyplenianym być powinien. Prawo nie pomoże, gdzie niéma jego poczucia i uznania.
Ale gdzież, spytacie, granica zbytku? gdzie miara jego? Zbyt k, jak wszystko, jest względnym; to, co dla jednego jest nim, dea drugiego jeszcze się może w pewien sposób usprawiedliwić. Gldy ubogi zamiast chleba kupić dzieciom, idzie do szynku, zbytkuje; gdy bogaty zamiast dzieciom, ludowi i braciom uboższym, dać pomoc do ukształcenia się i dłoń do pracy, marnuje grosz na bale – rozpustuje równie jak ów wyrobnik.
Pomimo to, że zbytek jednego jest drugiemu ledwie zaspokojeniem potrzeby, jest pewna granica absolutna, dzieląca zbytek od pracowitego użycia tego, co się trudem nabyło. Jak za swój własny grosz, którym rozporządzić mamy pełne prawo, nie godzi się sobie kupować trucizny, tak i moralnie gubić się użyciem nie wolno. Tam, gdzie zbytek demoralizuje, rozmiękcza, osłabia, jest już zgubny i występny.
W kraju naszym, w miarę jego potrzeb i zamożności, zbytek, powiedzmy prawdę, zwłaszcza w niektórych klasach, jest wielki. Rodzi go może więcéj próżność, niż zniewieściałość, ale skutki obojga jedne.
Tradycye domowe nie usprawiedliwiają go wcale; nigdzie może surowszych nie było obyczajów, jak u nas. Życie ubierało się przepysznie na wielkie uroczystości, ale skromne było i surowe w dni powszednie.
Zobaczmy w Reju, jak on je maluje, lub daléj sięgając, weźmy ów kożuch Jagiełły, sieraczkiem pokryty, owe zastępy makowych kapot szlachty litewskiéj; dwory pańskie, co u jednego stołu z panem nad misą krupniku siadały. Prawda, że na wielkie dni roku lamy i dyamenty świeciły, ale oszczędność powolna tkała je i zbierała, a pokolenia oddawały pokoleniom.
W najsmutniejszéj dla nas epoce zbytkowaliśmy najohydniéj, zapierając się poczciwéj skromnéj przeszłości. Do téjby dziś po-