Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/294

Ta strona została skorygowana.
273
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.

I niewiele miniemy się z prawdą stanowczo twierdząc, że kto pozorując się dobremi celami, nie waha się źle czynić, ten w istocie ma złe, samolubne, głupie cele; najwyszukańsza przewrotność jest zawsze głupstwem w obliczu prawdy.
Przodkowie nasi mówili: Non sunt facienda mala, ut eveniant bona; wierzyli mocno i my wierzymy, że wszelka poczciwa sprawa, czy to osobiste dobro, czy szczęście rodziny i osób kochanych, nie naszą jest tylko, ale przedewszystkiém sprawą Boga, który jest jéj pierwszym orędownikiem i wszechmogącym obrońcą... Wierzyli i my wierzymy, że do uskutecznienia swych zamiarów, Bóg nie potrzebuje naszego kłamstwa, chytrości, podstępów, pełzania i wszelkich brzydot. Żąda tylko od nas: roztropności, która spotęgowana wznosi się aż do intuicyi gieniuszu, prostoty, która dosięgnąć może archanielskich wyżyn świętości — i dobréj woli, która czynna, wytrwała, niezłomna, największych cudów dokonywa.
Ale wierzyli także, że roztropność zdobywa się jeno przez głęboką refleksyę i ciągłą a ciężką pracę nad sobą; że prostota i dobra wola każą być sprawiedliwym dla każdego, szlachetnym i wspaniałomyślnym względem osobistych nieprzyjaciół, dumnym wobec wyniosłych zuchwalców, pokornym wobec istotnéj zasługi, jawnie i głośno obstającym przy prawdzie.
Ach, na wiele to, na bardzo wiele przykrości naraża...
Więc téż zdarza się, że ludzie małego serca, a próżności i buty pełni, lękający się cierpień i poczciwych znojów, a żądni zarówno spokoju i dobrobytu jak pochwał i rozgłosu, wchodzą w układy z sumieniem i durzą siebie i ludzi bękarcią teoryą nowéj moralności, w któréj czyny przez się niegodne przeistaczają się w cnotliwe, dzięki pięknym ich celom, choć w nie wierzyć musimy na słowo honoru. Kłamstwo stanie się dowcipem, matactwo — dzielnością rozumu, przewrotność — roztropnością ewangieliczną, potwarz — gorliwością o dobro publiczne, zbytek i rozwiązłość — wysoką polityką, nikczemne pochlebstwo — wyborną maksymą; słowem: nie znajdziesz brudów, którychby ci nowego rodzaju Donkiszoci nie przykryli złudną celów pozłotą!
I kogoż omamią? Do pewnego czasu ludzi łatwowiernych, ostatecznie — siebie tylko.
Wistocie, nie łatwo dziś obałamucić opinię w społeczeństwie, które od dziesięciu wieków czerpało wiedzę życia z najczystszego źródła. Zaślepia się w przewrotności swojéj, kto chce w świat wmówić, że jego postępki same przez się niegodne, dadzą się usprawiedliwić zacnością celów, bo rzeczywiście ich nie ma i miéć nie może. Każdy z nas wié, że kto życiem swojém zadaje kłamstwo wyznawanym zasadom, kto godność człowieczą w sobie poniża, kto oczernia