Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/297

Ta strona została skorygowana.
276
J. I. KRASZEWSKI.

wszednie, rzeczywistością gorącą narzucające się i kładnące piętno swe na wszystkiém, czego dotyka.
Możemy być do kogoś podobni, ale za tém nie idzie pokrewieństwo, nie dowodzi to wcale ojcowstwa. Natura na dwóch drzewach, o tysiąc mil odległych, jednakowo wykrawa liście, choć nie z jednego wydala je nasienia — a dwóch liści zarazem niéma całkowicie do siebie podobnych.
Rozbrat dziennikarstwa z literaturą, który tak absolutnym znowu nie jest, aby aż antagonizm miał wyrodzić, pochodzi stąd, że oboje w innych cale sferach działają. Literatura jest przedewszystkiém przeszłością, jest często przeszłością jeszcze, gdy dziennikarstwo teraźniejszością nadewszystko. Literatura nie tyka dzisiaj, bo albo nie chce, albo nie może go pochwycić, brzydzi się niém lub lęka go, dziennikarstwo musi zaprzątać się głównie dniem obecnym, chwilą i dobą, która mu daje życie. Im silniéj w kierunkach tych idą obie jednego drzewa gałęzie, tém daléj od siebie rozchodzić się muszą. W poetyczném widzeniu można nad tém boléć, gdy dwie siostry rodzone w dwa różne pójdą za mąż domy, ale nie dzieje się inaczéj, koniecznością żelazną; za jednego męża obu ich wydać niepodobna. Dziennikarstwo zresztą nie ma na swém sumieniu grzechu zobojętnienia dla literatury, mimowolnie tylko sprawić mogło chwilowe odwrócenie od niéj oczów.
W chwilowém od literatury odstrychnieniu się kraju nie należy widziéć zobojętnienia dla niéj, ale skutek uznania innych potrzeb na dobie... Nie grzech to może, ale zdrowe uznanie konieczności. Dziennikarstwo może się nie wywiązywać ze swych obowiązków tak, jakby powinno, ale dotyka co chwila tego, co nas żywo obchodzi, musi więc pochłaniać uwagę, ciągnąć umysły... Podzielenie jego na stronnictwa, na obozy, na doktryny, nie sądzimy także, by sztucznym w celu nadania mu życia być miało wyrobem. U nas takich stronnictw quand même na ślepo idących w jednę stronę, nawet w Galicyi nie dopatrzyć.
Podział nasz na obozy, jeśli on się już tak nazwać może, czy także sztuczny? nie sądzę. Nasze obozowiska, choć jednych imion z obcemi, dużo się różnią od nich; nazwy, które im narzucamy, wcale ich nie malują, są one właściwie nasze i z ziemi wyrosłe, a trochę uwagi wskaże nam ich nasiona w dziejach. Pod nowemi imiony kryją się stare partye, stare spory i pojęcia przeciwne a bojujące zawsze, boć niczém życie jeno walką, a odejmijcie mu ją, śmierć zrobicie.
Więc i sądom często namiętnym, często niesprawiedliwym zbyt dziwić się nie potrzeba, czy to płyną z prywaty i namiętności, która je trudem cechuje, czy z antagonizmu zasad, który jest nieubłaga-