Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/299

Ta strona została skorygowana.
278
J. I. KRASZEWSKI.

dzieje, ale powołanie krytyki jest wielkie i spełnić je obowiązkiem. Jeżeli książki u nas przechodzą milczeniem pokryte, niepostrzeżone, nieczytane, choćby czytania były warte, to dlatego głównie, że ich krytyka nie podnosi, że nie budzi zajęcia, że często o ukazaniu dzieła ani wiemy nawet. Imię pisarza pomaga czasem, czasem i ono nie wyratuje od zapomnienia... niezasłużonego. Gdy Pol skarży się na rozbrat literatury z dziennikarstwem, w tém tylko ma wielką słuszność, że wydział krytyki w niém chwastami zarasta, i że pilnieszéj nań nie zwracamy uwagi. Jak-eśmy wyżéj rzekli, żywotnéj nam brak krytyki, a otrąb tego rodzaju choćby cały worek nie pożywi, bo go jeść nie będą. Wszystkie gazety grzeszą po trosze, choć nie całkiem ze swéj winy, w tym względzie... niestety! brak pisarzy! Nie ujmuję tu nikomu, a zalety poglądu pana F. H. L., którego rozprawy pomieszczamy, wysoko cenić umiem, lecz to wyjątek, a wogóle oprócz jego artykułów poważniejszych oceny znaléźć trudno.
Wskazujemy dziś tylko to ubóstwo chwilowe dlatego, że Pola wymówki ciążą nam, a wistocie, nie na oziębłość dzienników, ale na nieurodzaj w krytyce skarżyćby się powinien. U nas zresztą, może brak zachęty ze strony piszących i czytających sprawia, że drażliwego tego obowiązku nikt pełnić nie chce; źle dotąd pojmujemy powołanie, działanie krytyki, jéj skutki. Najzajadlejszy artykuł przeciwko dziełu pobudza do czytania go, gdy milczenie tylko zabija. Dobrzeby to sobie powiedziéć potrzeba. Tymczasem u nas, najmniejsze ale, najdelikatniéj wyrzeczony zarzut, leciuchny pyłek spostrzeżony na kwiatku, już oburza i wywołuje prawie mściwe okrzyki. Jeżeli się co wydało piękném, jeżeli imię jest sympatyczne, jeżeli autor zasłużony, już słowa, pod karą ukamienowania, powiedziéć niewolno. Nie chcąc dostrzedz celu artystycznego krytyki, celów jéj moralnych, szukają powodów osobistych i z krytyki robi się paszkwil, prześladowanie, zemsta.
Dlatego krytyka u nas zamilknąć musiała prawie, powiedziawszy sobie, że czas na nią jeszcze nie przyszedł.
Przed małemi dziećmi, rozumiem, że się prawda szepce na ucho i ostrożnie, gdyż nie zawsze całą ją wypowiedziéć im można, lecz mieliżbyśmy tak jeszcze do poważnego sądu być niedorośli? I tu, począćby potrzeba, na nic się nie oglądając, bo nie bez początku.
Nim jednak do tego dojdziemy, żebyśmy, w miejscu powieści, mogli część naszych odcinków zapełniać krytyką, musimy tu choć pobieżnie wspomnieć o nowościach literackich, aby w milczeniu nie przeszły. O poemacie Pola, kilka razy przez nas wzmiankowanym, Stryjanka, nie mieliśmy dotąd sądu, jakiego jest godzien, jakkolwiek nie nowy formą i mniejszy niż się na pozór zdaje, bo obciążony przypisami, zapewne przez wydawcę dodanemi zbytecznie, poemat ten