Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/313

Ta strona została skorygowana.
292
J. I. KRASZEWSKI.

mionach, po olbrzymiéj zarozumiałości nareszcie i stanowczości sądu rozcinającego węzły gordyjskie jednym języka zamachem. Najznakomiciéj się jednak odznacza, gdy mu przyjdzie czy rzeczywistą czy pozorną drugą jaką wielkość oceniać, w naturze swéj bowiem ma to, że nic nie uznaje, coby obok niego na równi stanąć mogło. Jeden jest Mahomet, a on jego prorok. Nie potrzebuje badać, zastanawiać się, ślęczéć, myśléć, pracować; powącha, popatrzy i wyrokuje ostatecznie.
Nie ganim jego surowości, jakżeby inaczéj swą wyższość dowiódł, jeśli nie zaprzeczeniem wszelkiéj innéj.
Ale wielki człowiek najzabawniejszy jest w życiu prywatném, wśród którego stoi jak bóstwo na ołtarzu, ledwie dopuszczając do nóg swych z kadzidłem szczęśliwych współczesnych i tych, którym dano w szlafroku powszednim oglądać jego oblicze.
Ma on słabostki, ale wielkość jego aż nadto je uniewinnia; wolno mu, co zechce; wszak jest wielkim! Namiętności gwałtowne zwykle towarzyszą gieniuszowi, im więcéj głupstw robi, tém jawniéj okazuje, jaką ma potęgę ducha. Wprawdzie nie czyni nic prawie więcéj nad głupstwa, ale gdyby chciał! gdyby nie okoliczności! gdyby nie świat! gdyby nie czas! gdyby nie społeczność, gdyby wreszcie i to, że długo siedziéć nie może, że długo czytać morduje, że pisanie go męczy, że myślenie go nuży i że cierpi na ból krzyżów, czegoby nie dokazał!
Patrzą nań zdala ze czcią, uwielbieniem, politowaniem, admiracyą jak na futerał wiekuiście zamknięty, od którego zgubiono kluczyki i klejnotu w nim ukrytego domyślają się tylko.
Dziwujemy się, że w dawnych czasach ludzie kuli sobie bóstwa z kamienia, wypiekali z gliny, rzezali z drzewa, topili z kruszców, ale znać w naturze jest konieczna potrzeba bałwochwalstwa, bo dziś gdy inaczéj nie można, żywych sobie białych słoniów biorą do stajni, aby przed niemi klękać. A często — Boże odpuść! komuż się to przy żłobie złocistym miejsce dostaje!
Żaden może wiek nie obfitował w tyle znakomitości co dzisiejszy — jak na gościńcu w niedzielę, co chwila przed jakąś poszóstną karetą ustępować potrzeba, aby cię nie stratowała.
Mamy ich w dziennikarstwie, w literaturze, na scenie, w krytyce i gdyby dziesiąty z nich, nie już wielkim, ale średnim tylko był sobie, mielibyśmy się wcale dobrze. Ale tu pretensyi ogrom, a obrachowawszy ściśle te napuszone zera, nic, prócz szeregu nicości naliczyć nie można.
Doszliśmy do tego naostatek, że w tłumie wielkich pisarzy, wielkich krytyków, wielkich dowcipów, wielkich uczonych i artystów, którzy niczego się nie ucząc, gieniusz otrzymali w kolebce