Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/314

Ta strona została skorygowana.
293
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.

razem z pierwszą czapeczką, nie umiemy rozeznać, co istotnie zasłużone i wielkie. Obok arcy-mistrza staje w laurze na bakier, podparty palmą zwycięską poeta, co dziesięć wierszy na imieniny ukuł, przypomniawszy sokie połowę cudzych — obok historyka, który wzrok i siły stracił nad badaniem pierwszy lepszy kompilator, obok Arystarcha poważnego domorosły Zoilus, który nic nie czytał, ale cierpi na kwasy żołądkowe i te mu wystarczają do jego recenzyi. Wszystko to dmie się, krzyczy, sądzi, woła i rozkazuzuje, a gdyby nie pycha i nie zarozumiałość poczwarna, nie poznałbyś wśród tych pajaców, skromnych ludzi przyszłości.
Z temi to jeszcze sprawa połatawszy, można im i coś powiedziéć, i przekonać i rozprawiać, i przyjść do ładu i porozumienia, ale z wielkiemi ludźmi niéma sposobu, ci siebie tylko słuchają i resztę ludzkości, wedle wyrażenia Trentowskiego, za podścielisko uważają dla siebie.
Posłuchaj ich sądów, o czém chcesz! Co to za pewność! jaka potęga słowa! — jak głębokie przekonanie, że światu przynoszą nową ewangielię prawdy! Nie potrzebują ani się uczyć, ani ślęczéć, ani szukać, wahać się, mylać i dobadywać jak inni biedni śmiertelnicy; im wszystko dał ich gieniusz, a czy chodzi o wyrok w sprawach ludzkości, czy o sądzenie malarza kolorytu, lub tonu skrzypka, czy stylu pisarza, zawsze są niemylni i sądzą ostatecznie i bez odwołania.
Naturalnie, poczciwi, prości ludzie, sumienni, którym nigdy przez głowę nie przeszło, żeby się z podobném zuchwalstwem można brać nie do swojéj rzeczy, gotowi im uwierzyć, — któżby posądził bohaterów, że są pajacami tylko? O komedyo życia, ileż to scen w tobie! ileż nietkniętych żadném piórem jeszcze postaci, ile nędzy w złotych łachmanach, ile ran pod bielidłem i różem!
To stare polskie trochę rubaszne przysłowie: Ja pan, ty pan, a któż będzie trzodę pasł! doskonale stosuje się do czasów dzisiejszych; wszyscyśmy panowie, wszyscy wielcy i bohaterowie, a pokora, ta cnota chrześcijańska, znamię siły i wzrostu, piętno prawdziwéj wielkości, dziś się prawie nie spotyka. Miłości własne jak wątroby tucznych gęsi powyrastały chorobliwie, poczwarnie, ale przyszłość w pasztecie z nich nie wiele znajdzie smaku.
Smutne to bardzo, a zabawka ta opłaci się zbyt drogo, gdy przyjdzie do ogólnego obrachunku późniéj. Najgorsza, że te łacno nabyte sławy, heroizmy, wielkości, wstrzymują od pracy, hamują trud wszelki i stawiąc człowieka tam, gdzie dawniéj tylko prawdziwa dochodziła zasługa, dobijać się jéj nie ukazują potrzeby. Nie jeden gdy wąsy zapuści, sądzi, że względem kraju dopełnił