Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/322

Ta strona została skorygowana.
301
ODCZYTY O CYWILIZACYI W POLSCE.

wyrywa z piersi ludzkiéj, co z pod ludzkiéj wychodzi dłoni, co pod stopą człowieka wyrasta, idzie, aby dało świadectwo życia naszego, by następcom po ojcach drogą zostało spuścizną.
Pieśń jest najpierwszym wyrazem potrzeb duszy człowieka: rodzi się ona wprzódy, nim się nauczył, czém ją utrwali, wszczepia z piersi w pierś, pomnaża uczuciem pokrewném, i nie jest właściwie dziełem poety jednego, ale zbiorowym utworem wszystkich, co ją powtarzają. Tak i dziś jeszcze lud nasz śpiewa pieśni, do których lata dodają po wyrazie, pokolenia po zwrotce, których początku nikt nie wie, w których są tajemnicze głębiny i niedocieczone dziś dla nas zagadki.
Pieśń u źródła swojego nie jest indywidualnym utworem — jest dziełem człowieczém; dlatego w niéj szukać jednostki nie można; narodu potrzeba. Jestto nadewszystko prawdą w wiekach pierwotnych, w których jednostka nie jest jeszcze wyswobodzona i dzieło jéj ducha odosobnioném téż być nie może. Ale i w naszych téż czasach jakiż jest utwór, któryby z wieków nie brał po listku, z przeszłych pieśni po kwiecie i z popiołów się nie zrodził do życia?
Mówią stare kroniki o ludziach z dalekiego kraju, od brzegów Baltyku, których Grecy schwytali zbłąkanych i niosących gęśle w ręku, a idących w szeroki świat bezbronni, z pieśnią tylko. Byli to Słowianie, którzy spytani o kraj swój, nazwali go krainą pokoju i pieśni. Szeroko téż do dziś dnia rozlega się i u nas po płaszczyznach i borach pieśń, ta pierwsza towarzyszka człowieka, to pierworodne dziecię jego boleści, pierwszy utwór jego piersi.
Ale długo, długo chodzi po świecie, co jeden wyśpiewał, nie pochwycona i nie spisana, prześladowana i tajona; pogardzona przez tych, co już śpiewać nie mogą, leci pieśń, aż póki nierychło w téj bryle niepozornéj, nie dostrzegą prawnuki kunsztownego dyamentu.
Zbiory naszych pieśni ludowych, które przekształciły, popsuły może lub wypełniły wieki, dają świadectwo o epoce, z któréj powstały. Wogóle są one dwutwarzne, weselem tchnące rzadziéj, częściéj tęsknotą: a to je różni od pieśni innych narodów, że nigdy nie zieją mordem, okrucieństwem, nie karmią się krwią i trupami. Ideały ich — to miłość, to braterstwo, to pokój, to wiara dwojga ludzi, co sobie porzysięgli kochanie, to związek serdeczny, co z życiem tylko pęknąć może, a bezkarnie się nie rozrywa.
Obrazy natury, w nich zlanéj jeszcze z człowiekiem, są cudnéj piękności i harmonii, a tło to daje im wdzięk wiejski i świeżość wiosenną.
Jeśli nam przyjdzie szukać panującego w nich uczucia, znajdziemy chyba jednę tęsknotę; są języki, które na nią nie mają wyrazu,