gdyż zmarły ś. p. Władysław był szczególniéj sumiennym krytykiem i z troskliwością największą drobnostki nawet zapisywał i prostował błędy. Wydał w Grodnie Poselstwo Lwa Sapiehy do Moskwy i jeśli się nie mylę, drukował parę rozpraw w Bibliotece Warszawskiéj.
Nieubłagany w prostowaniu przez lekkość i nieuwagę popełnionych błędów, często surowy w krytyce pism i ludzi, w głębi był jednym z najlepszych i najdobroduszniejszych, pełnym życzliwości dla wszystkich, a szczególniéj dla tych, którym pracą swą mógł być użytecznym. Zdaje mi się, że piękna po nim powinna była pozostać biblioteka, gdyż zbierał rzadkości bibliograficzne i wielce się w nich kochał.
Odbieramy nieustannie jeszcze listy ze wszech stron za i przeciw, w kwestyi, jeśli to kwestyą nazwać się może, wywołanéj listem ze Skomoroszek. Mijamy to, że nie wszystkie są tak pisane, żeby je z rozwagą drukować można, gdyż zamiast zadanie rozbierać, dotykają ludzi, przekonań ich osobistych i domyślają się rzeczy niebywałych, ale sam już przedmiot zdaje się nam wyczerpany. Kwestya ta przemysłu w kraju rolniczym, gdyby ją do ostatecznych wynikłości sprowadzić przyszło, a to dla wzajemnego porozumienia nigdy nie szkodzi, przedstawiłaby się nam w sposób cale inny. Chodzi tu głównie o to, czy mamy iść naprzód, czy pozostać na miejscu. Gdzieindziéj rozwiązanie pytania tego nie byłoby żadną kwestyą; i tylko przez wzgląd na to, jak u nas jeszcze małośmy obyci z tego rodzaju zadaniami, Gazeta Codzienna umieściła polemikę, spodziewając się, że przecie ktoś dojdzie do wniosku, iż wątpliwość oddawna i stanowczo na bożym świecie rozstrzygniętą została. Tymczasem stało się inaczéj, błądząc po manowcach, rozpierzchnięci po bezdrożach, przeciwnicy postępu i zwolennicy jego, nie tknęli treści saméj zadania, rozbijając się o jego wykonalność, trudności i inkonweniencye. Wszystko to, choćby najśliczniéj powiedziane, daléj już do niczego nie prowadzi... prócz do osobistości przykréj, niestosownéj, bolesnéj. Skończyło się też na tém, na czém namiętności kończyć zwykły. Powiedziano sobie z jednéj strony, tyś taki, tyś owaki, odpowiedziano: — tyś jeszcze gorszy... i z kwestyi ekonomiczno-socyalnéj, pod pozorem cukrowarstwa, zrobiono wojnę starych nienawiści, uprzedzeń i przesądów. W takim razie Redakcyi nic nie pozostaje nad to, co zwykle robi lada gospodarz, gdy się w jego domu nieprzyzwoicie znajdują; — otwiera drzwi i wyprasza... gości, — nizko im się kłaniając. Chcielibyśmy być grzeczniejsi od tego gospodarza i gości, ale widząc, że dziś tylko kłótnia już została z naukowego sporu, musimy zamknąć gospodę i powiedzieć: dosyć.
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/385
Ta strona została skorygowana.
364
J. I. KRASZEWSKI.