śnień, w epoce powszedniéj rysy jego jak chód igły na zegarze tylko zgorączkowane oko dośledzi. Gorączką bywa gieniusz, bywa namiętność, bywa miłość.
To pewna, że starając się wyszukać rysów jakichś, zawsze się je w końcu znajdzie i myśl z kamienia wycisnąć potrafi, krew zastygłą przed lat tysiącem. Czasem sam wierny i troskliwy opis miejscowości starczy za braknące fakta. Prosilibyśmy więc naszych zacnych korespondentów z prowincyi, aby na to chcieli zwrócić uwagę, że w niedostatku nowości, stara być może nowiną.
Byle znów nie czerpać z książek a z życia. Daty i wspomnienia spisują się gdzieindziéj, tu pochwycićby trzeba to, co jeszcze na martwy papier nie przeszło, wieść latającą od chaty do chaty, podanie krążące w polach, legendę dworu, wspomnienie, wreszcie to wszystko, co razem lub życiem było, lub jest niém, lub na nie wyrasta.
Dosyćby już było wspomnień o balach i koncertach, zabawach i tego rodzaju drobnostkach, które, jeśli potrzeba miłości własnéj fundatorów i amatorów dogodzić, bo i przez miłość własną wiele się dobrego czyni, można gdzie w kątku pomieścić, nie dając im zbytnich rozmiarów. Muzycy nasi, wirtuozi, peregrynujący skrzypkowie, popisujący się gitarzyści, wyszli już skutkiem nierozważnych sypanych im panegiryków na tak wielkich ludzi, że straszno, aby im to na zdrowiu nie zaszkodziło, bośmy ich przekarmili pochwałami. A było takich wiele, któreby ledwie bohaterom i posagowym postaciom ofiarować można. Niejeden z nich wyrósł na gieniusz, tak, że obok Mozarta i Beethovena stawić się nie wahał, a kraj poklaskując wygórowanym próżnościom, okrywał się śmiesznością.
Wolałbym zresztą wiadomość o jakim Janku, który co poczciwego a niegłośnego w ubogiéj chacie uczynił, nie pragnąc sławy, niż o takim wirtuozie, który koniec końcem jeździ za groszem, mówiąc o sztuce. Kochajmy i my sztukę, ale powtarzam z p. M. Gr., który to niegdyś bardzo trafnie powiedział: Co sztuka, to nie sztuczka. Wyprawiają nam sztuki łamane pod pozorem sztuki, tegoć już przecie dośćby było. Co kraj obchodzić może, iż p. X w Łomazach odegrał Elegią na śmierć Nabuchodonozora własnéj kompozycyi, lub Fantazyą z cygańskich tematów?
Równie pożądaném byłoby, aby w pierwszym wybuchu nieukontentowania nie obsyłano nas zbyt drażliwemi zarzutami, osobistością tchnącemi; tlómaczymy się jaśniéj. Nie unikamy ani polemiki, ani wytknięcia omyłki lub szkodliwego błędu, ani odsłonienia strony ukrytéj charakteru społeczeństwa, która w chorobliwy wrzód zaniedbaniem zamienić się może. Ale te tylko czynności
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/395
Ta strona została skorygowana.
374
J. I. KRASZEWSKI.