Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/397

Ta strona została skorygowana.
376
J. I. KRASZEWSKI.

Między innemi kwestyami, które w tych dniach rozbierane były, potrącono o upowszechniający się dziś coraz bardziéj zwyczaj, naturze języka przeciwny, nieodmieniania przez rodzaje i przypadki nazwisk, które dotąd podlegały powszechnemu prawu rządzącemu mową naszą. Wyłamały się z tego naprzód nieco cudzoziemskie i trochę litewskie nazwy i dziś podobno za niegrzeczność uważają, jeśli się kto poważy podciągnąć je pod ogólną regułę. Mówią np. księżna Radziwiłł zamiast Radziwiłłowa, pani Tyszkiewicz zamiast Tyszkiewiczowa, panna Tyzenhauz, zamiast Tyzenhauzówna i t. p. Jestto naśladowanie cudzoziemskie, rażące niewłaściwością, ale już podobno otarte i upowszechnione. Zdaje mi się, że o błędzie tym jako o innych dość mówić trochę i pośmiać się zeń, aby go wykorzenić. Przepraszamy za niewinne cytaty imion, ale uczyniliśmy je bez złéj myśli, a musieliśmy dać przykłady.
Zdaje się, że mimo najszczerszych chęci, musimy się w listach naszych wyrażać nie jasno jakoś, kto wié, czy panujące mgły mroźne nie wywarły na nas zgubnego wpływu, ale to pewna, że nie daléj jak wczoraj, dwakroć pozwani zostaliśmy za niedość dobitne wyrażenie naszéj myśli.
Mówiąc o powieści francuskiéj i naszéj, a ostatniéj dając pierwszeństwo, wcaleśmy nie myśleli o całéj literaturze powieściowéj Francyi, ale o obecnéj chwili, w któréj nawet autorka Consuela niżéj daleko spadła, aniżeli kiedyś była. Proszę porównać naprzyklad margrabiego Villemer z powieściami Gabryeli? Zresztą, wolę Miniszewskiego „Dwóch zasuszonych kawalerów na warszawskim bruku.“ drukowanych w Tygodniku, od Dumasa ostatnich utworów i wiele innych domorosłych płodów, nad to, co dziś bez rozgłosu feljetony paryskie drukują.
Mówiłem zresztą i mówię o dniu dzisiejszym, nie przecząc wysokiéj wartości artystycznéj wielu z przedostatnich lat powieściom francuskim. O dążności i moralném znaczeniu wcalem się nie odzywał, dużo tu grzechów u wszystkich i wiem, do kogo wypito.
Kurjer zarzuca nam także z oburzeniem lekceważenie konkursu dramatycznego, myśl zniechęcenia do niego. A! niechże mnie Bóg broni od tak szkaradnego występku! Naprzód o dobrych chęciach tych, co konkurs podjęli i stworzyli, grzechem byłoby powątpiewać i posądzać o to nas jest grzechem. Co się tyczy konkursu samego, tam gdzie już jest dwadzieścia komedyj, o obojętność dlań obawiać się nie można, a że z nich piętnaście godzi się przeczuwać mniéj niż miernych, temu nie winien nikt. Godzi się zresztą pożartować trochę choćby z konkursu, gdy tak mało mamy rzeczy, z którychby rozśmiać się można. Nikomu to nie szkodzi, a laureatowi wieniec zawsze smakować będzie. Wszakże ani jeden Fredro