aksyomacie, że z drzewa nie robią się skrzydła, czuć jakąś filozoficzną prawdę potężną, a w drugim, niemniéj zastanawiającym, że blizko prawideł jest szydło, ile dowcipu i trafności! Szkoda, że koniec końcem, nie można zrozumiéć ani prawidła, ani skrzydła, ani szydła.
Gdybyśmy się nie lękali, że nas o osobistą niechęć posądzą i poszukiwać będą urazy, co często nieszczęśliwym redaktorom trafia się, gdy się tego nawet najmniéj spodziewać mogą, z tych trzech wierszy wnieślibyśmy, że autor wstrzymać się powinien od dalszych prób, póki nasz wiek do wysokości tych pojęć nie dorośnie.
Zrozumialszemi są daleko Zamek Mielsztyński, Skały Ciężkowickie, Dowmunt, ale forma zawsze Pawła i Gawła przypomina. W Sonetach są błyskotki poetycznéj weny, aleby z nią potrzeba jeszcze poczekać trochę.
Ciocia swatka, komedya jedno-aktowa p. K. Zubowskiego, może na scenieby poszła, bo żywo jest skreślona, ale i stylem i barwą i światem, który przedstawia, do smaku większéj części czytelników, wątpim, by przypadła. Potrawa to, że użyję porównania p. Korzeniowskiego, trochę za pieprzna i za słona, a podstawa jéj niezbyt świeża i wonna. Ale za to charaktery, od siekiery obrobione dobitnie i ruchu wiele. Styl lepszy nicby nie zaszkodził.
O Macosze, z Balzaca przerobionéj umiejętnie na polskie, nic nie powiemy, prócz, że wątpimy, aby u nas lepiéj niż na scenie francuskiéj przyjętą być mogła.
A teraz gdybyśmy wam co nagle o przedpotopowym człowieku, jego sprawach i dziełach mówić zapragnęli, czybyście tego za żart nie wzięli? Moglibyście mi, jak owemu oratorowi francuskiemu powiedzieć: Passons au déluge, ale tu właśnie rzecz na tém, żeby do potopu nie doszedłszy, wielce zajmujące prawić dzieje.
Wiemy to zdawna, że tradycya i nauka nie zawsze z sobą są w najlepszéj zgodzie i niekoniecznie chodzą w parze, a chociaż podania i księgi świadczyły o przedpotopowym człowieku, wszyscy, nie wyjmując sławnego Cuviera, nie znalazłszy śladów dotykalnych jego bytu na cmentarzysku gieologiczném, nie chcieli przypuścić, aby zszedł tak bez nagrobka i pamięci; woleli tedy wyrzec aforystycznie, że przed potopem człowieka może całkiem nie było. Nauka wzięła to za pewnik i żyła sobie nim spokojnie, aż do blizkich nam czasów. Gdy pierwszy podobno p. Boucher de Perthes zaczął, grzebiąc się w ziemi około Abbeville, dowodzić, że ślad człowieka w niewątpliwie przedpotopowych czasów sięgających warstwach wynalazł, postąpiono z nim jak ze wszystkiemi nowatorami, odwrócono się od niego ze wzgardliwém milczeniem, nie chciano go nawet zbijać, tak się to zdawało poczwarną herezyą.
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/406
Ta strona została skorygowana.
385
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.