Są chwile dla dziennikarzy krytyczne — kiedy naprzykład jak dziś, zewsząd ich groźna zima otoczy, śniegi zasypią drogi i zatamują gościńce, zawieje wstrzymają wieść iskrą elektryczną biegnącą po drutach, obawa lub nieudolność księgarska pozbawią nowości literackich, społeczeństwo postanowi siedzieć cicho, i świat wielka zalegnie cisza. Naówczas nas, cośmy w usługach czynu i regiestrować powinniśmy dzieje, gdy nic się nie dzieje, rozpacz straszliwa ogarnia, szukamy przedmiotów z okrucieństwem niekiedy, i wybaczyć nam to potrzeba zważywszy, iż takie zasypanie śniegami i zamrożenie śmiercią jest naszą.
Powiększa to wprawdzie głód czytających, których musimy zajmować czémkolwiek, nie mogąc posilniejszéj dać im strawy, usposabia potém do łaskawego przyjęcia pierwszéj wieści trochę przytęchłéj w drodze, którą nam dadzą druty lub koleje, ale niekiedy znowu przywodzi do rozdraźnienia i zniechęcenia. W ostatku straszno, aby w takiém ogłodzeniu, jak się to nieraz trafiło na okrętach, ludzie ludzi, dziennikarz dziennikarzy nie pozjadali.
Wszędzie potrosze kąsają się gazety i polemizuje prasa, ale u nas to już nie polemika, ale wprost zwłaszcza pod te ciężkie mrozy, może być ludożerstwo. Co do nas, wolimy się jedném niczém pokarmić, a antropofagii nie dopuścim się dla przykrych skutków, jakieby tak brzydki i niestrawny pokarm mógł pociągnąć za sobą. W dodatku, niepożywne byłoby jadło — więc żadnego zysku.
Mówmy lepiéj o starych rzeczach; w zbutwiałych papierach więcéj jest jeszcze części karmiących.
W tych dniach widzieliśmy przygotowująca się do wydania korespondencyą z lat 1736 — 1738 Jerzego Mniszcha, z podróży jego za granicą, pobytu w Hubertsburgu, Dreźnie, Włoszech, Paryżu, Berlinie. Starym obyczajem, syn donosił ojcu, co gdzie ciekawego widział, jak był u dworów przyjęty, memorabilia i curiosa; dodany mentor żonatemu już Telemakowi, p. Turno co poczta także wysyłał dyaryusz peregrynacyi, i z tych ulotnych kart złożyć się może wcale zajmująca książka. Maluje ona nietylko czas, ale i ludzi, co nań patrzali, daje szczegóły sekretne życia dworskiego, kronikę skandaliczną i polityczną, wypowiada zdanie o ludziach zawsze z respektem, ale w sposób otwarty i szczery. Nie brak tam fraz, uszanowań, uścisków, bałwochwalstwa różnego rodzaju, którego część wypuścić można śmiało, treść wszakże pozostała, da nam obrazek wcale zajmujący. Możeby całego listowania tego in extenso dawać niekoniecznie potrze-