niejszego (chciałem powiedziéć piękniejszego) pod względem obyczajów nad nią? Przy tak wysoko posuniętych pozorach oświaty, przy polorze tak szeroko rozlanym do różnych klas narodu, cóż za zepsucie! (chcę mówić jaka poprawa!). Ja, jako szatan z profesyi, a obserwator z nałogu, cieszę się i śmieję. Lecz wy, jako ludzie i jeszcze tak dumni, chwaląc się ze swego XIX wieku, możecie-ż się za to nie wstydzić? Czytaj tylko gazety Francyi i Anglii trybunałów i prowincyi; ileż to bankructw i zbrodni, ile szałów miłosnych, egzaltowanych do waryacyi, ile ohydnych sposobów nabycia pieniędzy coûte qui coûte. O! piekło poklaskuje! Ci młodzieńcy, którzy styrawszy młode lata na niestrawném czytaniu, na gorących rozkoszach, na bezładnych i nieopartych na żadnéj stałéj zasadzie dumaniach, szukający uczuć nowych, ostrych, w grze, napoju, w brzydkiém towarzystwie, a kończący życie w przesyceniu, gorączce, rozpaczy, odczarowaniu i samobójstwie; ci zbrodniarze, co piszą sonety idąc na place de Grève, nie są-ż to rośliny waszego wieku? Te kobiety, idące do ołtarza dla pieniędzy, tytułu, lub swobody przysięgające bez uwagi, łamiące przysięgi bez zgryzoty, zepsute i umierające nędznie w niewczesnych żalach, nie są-ż to także dzieci wieku? Ci handlarze spekulanci, którzy robią interesa i pożyczki, żeby uciekłszy z pugilaresem do Anglii, zbankrutowawszy, okradłszy łatwowiernych, żyć sobie wygodnie a bezczelnie z tamtéj strony Pas de Calais, bez cienia zgryzoty, bez najmniejszego wstydu; i to dzieci XIX wieku. Ci pisarze wasi, którzy, byleby się wsławić, nie patrzą, jak to uczynią, i trują potrawy, które ludziom podają, byle ich smakowi dogodzić, a kieszeń naładować; ci pisarze bez wiary i sumienia, którym pozór emancypacyi z więzów dawnych teoryj daje wolność dokazywania bez miary, nie są-ż to istoty zrodzone wylęgłe ze zgnilizny XVIII wieku, zasianéj nasieniem XIX? Myślisz-że, iż bez tendencyi czasem przez nich rzucone myśli nie utkwią gdzie w próżnéj głowie, nie zaszumią w sercu, nie poruszą ręką? Wiek wasz, powtarzam, jest wiekiem obojętności moralnéj. Próżno tam poczciwszy jaki Droz, lub Dégérando, spokojni, zimni moraliści bez wielkich uderzających talentów, chwalą sobie cnotę czystą, nudną, jednostajną, gdzie dowcipny wasz autor Fizyologii małżeństw lub jaki inny ognistopióry bajarz, wszystko w żart i śmiech obróci jedném słówkiem. A dowcip tak jest silny, póki świeży! Próżno tam mówić o bezinteresowności w heroizmie, gdy Jeremiasz Bentham zwycięsko do egoizmu przemówi swoim systematem utylitarnym. Tysiąc jeden dla interesu, drugi tysiąc nie wiedząc co robi, trzeci tysiąc dlatego, że wszyscy idą, pójdzie za zwodzicielem. A Lucyper, jakże się cieszy!
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/41
Ta strona została skorygowana.
20
J. I. KRASZEWSKI.