liczbie egzemplarzy odbitego, zapewnia, że i dalszy ciąg znajdzie chętnych czytelników.
W teatrze oprócz przygotowującéj się wznowionéj operetki Auber’a Haydee i gotującego także Orfeusza, prócz maleńkiéj sztuczki Gregorowicza ze śpiewkami Kani, Werbel domowy w teatrze Rozmaitości, o niczém tak dalece nowém nie wiemy. Zjawienie się ulubionego Żółkowskiego na scenie, po długiéj słabości, powitano rzęsistemi i serdecznemi oklaskami; mamy nadzieję, że i w tym roku w nowém jakiém dziele, których mnóstwo nań oczekuje, ujrzemy ulubieńca publiczności. Taka miłość powszechna zobowiązuje i wymaga wzajemności; a prawdziwą uroczystością jest występ Żółkowskiego nowy i stworzenie przezeń roli, która często i najsłabsze utwory podnieść może. Świadkiem nie jedno doświadczenie autorów, którzy bez Żółkowskiego nawet się na scenie okazać nie śmieją. Żółkowski to niezwyciężona armia, która z laurem tryumfu przychodzi na pole bitwy. Jakże żal i szkoda, że tak skąpo w miarę pragnień się udziela, że nie tworzy, gdy cudowny instynkt, talent i doświadczenie, tak mu to łatwem czynią! Jesteśmy zdaje się w tym względzie nie wyrazem pojedyńczego zdania, ale tłómaczem żądań ogólnych, które się wszędzie powtarzają. Publiczności naszéj oziębłości ani braku ocenienia talentu zarzucić nie można. Żółkowski, Rychter, Królikowski, Chęciński są tego dowodem, że inne, niemniéj przekonywające, pominę.
W niedawno przedstawionych Dziwadłach, o których może się nam mówić nie godzi, choć co w nich dobrego nie jest nasze, a co nasze to niedobre, — gra p. Chęcińskiego, Linkowskiego i Trapszy, tak gorąco przyjęta przez słuchaczów i oceniona tak słusznie, równie przekonać może, iż smaku i znawstwa naszéj publiczności odmówić niepodobna. Nie zawsze nasze krytyki dziennikarskie równie są szczęśliwe... myśmy jednostki, mamy swe słabości, uprzedzenia, niewytłómaczone pociągi i nieprzeparte wstręty... publiczność mniéj na nie choruje i poklask jéj, współczucie, jest najlepszym sądem talentu. Krytyka nawet powinna brać w rachubę i uważać za wskazówkę to uczucie doraźne, żywe, a tém słuszniejsze, że nie obrachowane, które na masach wywiera utwór sceniczny. Może się ono obłąkać chwilowo, uledz przelotnie pociągowi uczucia z innéj czerpanego sfery, ale koniec końcem miał Wolter słuszność mówiąc, że od najdowcipniejszego z ludzi dowcipniejsi są wszyscy.
Oddawna niceśmy nie mówili o zamierzoném przez nas nowém wydaniu pamiętników J. C. Paska, na które p. L. Pietkiewicz, oby-