a niezmiernie ważnéj, uczynimy tylko tę uwagę, że wierne odwzorowanie natury daleko jest łatwiejsze, niż podniesienie jéj do téj abstrakcyjnéj potęgi, która ideałem się zowie. Nierównie mniéj kosztuje, trudne zrobienie dobréj nawet karykatury, niż jakiego takiego idealiku. Ideał chybiony wygląda tak sucho, sztywno, lalkowato, martwo, jeśli go natchnienie prototypu Platonowskiego nie ożywi iskrą gieniuszu, że porwać się nań mają odwagę tylko bardzo młodzi, co o niczém nie wątpią, lub tacy starzy, którzy o nic nie dbają. Ideał, ażeby żył i w świecie otaczającym mógł się poruszać, potrzebuje nadzwyczaj szczęśliwego natchnienia. Podzielamy także zdanie p. K., co do angielskiéj powieści, zresztą jeśli nie formą doskonalszéj, to duchem bardzo do naszéj podobnéj. Thackeray, Dickens, Bulwer, są to imiona, które w literaturze zostaną, gdy Bertety, Bernardy i kompania pójdą na śmieciska.
Dziwna to rzecz, jak we własnéj literaturze mamy imion wiele, które znamy raczéj z brzmienia, co się o uszy nasze odbiło, niżeli ze znaczenia ich i wartości; takiém dla nas było nie obce, a przecież nieznane imię p. Hieron. Feldmanowskiego, którego razem dostaliśmy „Pieśni ilirskie i drobnostki poetyczne“. Cóż dziwnego potém, że trochę daléj to, co śpiewa Serb, i Czach, i Morawiak, ledwie odbitém echem, późno i powolnie nas dochodzi? W przedmowie swojéj do ilirskich pieśni, p. Feldmanowski zdaje się słowiańszczyznę pojmować wcale inaczéj, niźli ją dziś powszechnie rozumiemy, wielką rodziną rozrosłą, któréj członkowie poszli każdy na swe gospodarstwo!
Widzi on w języku i literaturze jakąś spójnię, któréj my przyznajemy się, dopatrzyć nie możemy. Języki wprawdzie jednego są szczepu i pochodzenia, ale różnemi losy i wpływami przybrały charaktery i oblicza tak odmienne, że dziś literaturę słowiańską jakąś jedną świątynią na gruzach historycznych, jak chce p. F., uważać, byłoby próżnym wysiłkiem. Związek, jaki istnieje między latyńskiemi pokoleniami Francyi, Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Rumunów, przedstawia nam zupełnie ten sam stosunek u szczepów słowiańskich do siebie. Są to już tylko dalecy krewni. Dziadowie czy pradziadowie ich rozeszli się każdy w swą stronę, wykształcili każdy na swój sposób i wedle usposobień właściwych.
Chciéć dziś jaką wspólność nawet w literaturze zawiązać między słowiańskiemi narodami jest przynajmniéj próżną mrzonką, albo za późno na to lub za wcześnie. Nie idzie zatém, żebyśmy nie cenili przekładów z języków słowiańskich, tylko znów nadawać znaczenie jakieś zbyt wielkie i oczekiwać od nich jakiegoś osobliwego skutku i wrażenia, trudno. Jeśli są piękne pieśni ilirskie, czemużbyśmy poznać się na nich nie mieli? ale czy one obudzą w nas uczucie goręt-
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/443
Ta strona została skorygowana.
422
J. I. KRASZEWSKI.