Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/458

Ta strona została skorygowana.
437
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.

remnie bez tych pomocniczych środków staralibyśmy się uczynić skuteczném i wpływowém; kształćmy ludzi, a nie marzmy daremnie, żeby od razu można od kolebki specyalistów wykształcić, nie oparłszy wychowania na silnie wyrobionéj posadzie. Nastajemy na to, ale ważność przedmiotu nas uniewinnia. Powszechnie weszło w modę narzekać na lekkość naszéj literatury, na śmiałe porywanie się nieuctwa do najważniejszych zagadnień, na płochość z jaką się u nas pisze, niedbalstwo autorów, pośpiech wykonania, zaniedbanie języka i t. p. — z czegóż to pochodzi, jeżeli nie z braku pierwotnego wykształcenia, któreby nauczyło poszanowania słowa i literatury i zdjęło z niéj ten zarzut lekkości. Nie w przedmiotach, które się obrabiają, ale w sposobie obrabiania ich jest lekkość, znamionująca ludzi, co nigdy po za ciasne kółko wlasnéj literatury nie przeszli, chyba na kółko romansu francuskiego. Nauki nam potrzeba gruntownéj, i związania się znowu z wiekuistą tradycyą, co wykarmiła światu najżywotniejsze pokolenia w dziejach.
Ale... zdaje mi się, że was nudzę, kochani czytelnicy? nie wątpię o tém, spełniam obowiązek, który często nudziarzem czyni, a prawie zawsze natrętem, wiem o tém i robię swoje. Nie może już być inaczéj. Nudy są niekiedy bardzo zdrowe, choć nie bywają przyjemne.
Na dziś nawet trudno mi i deseru do korespondencyi dobrać nieco osłodzonego i wonniejszego. Ostatnie nasze nowości literackie surowe i poważne, zagraniczne poważne téż i surowe... niéma sposobu wybrnąć z tego koła chyba plotką, na którą się zdobyć nie mogę. Jest ich tyle i beze mnie, że poczciwy Tygodnik Warszawski Czasu, w jednym tygodniu zarzuciwszy nam, żeśmy napróżno pisali o plotkach, zaraz w następnym sam na nie począł narzekać. Co to siła wypadków spełnionych!
O mowach ks. Lacordair’a i Guizot’a, wszakci już wiecie zapewne? śliczne obie, wymowniejsza pierwsza, ale najosobliwsza to, że dominikanin wygląda na protestanta, a Guizot na bernardyna. Maluje to czas, kraj i okoliczności, że z niewinnéj uroczystości akademickiéj pałacu Mazaryna, zrobiono fakt niemal politycznego znaczenia. Gdzież to już ta biedna polityka się chowa! nawet pod kaptur synów św. Dominika.
Aleśmy się znowu zagadali... a trzeba czémś zakończyć przedłużoną gawędę. Dzienniki utrzymują, że Mirecourt (M. Jacquot) nie umarł... jesteśmy prawie pewni, że zmartwychwstanie w kimś drugim, bo w metemsychozę podobnych duchów wierzymy mocno, ale nie możemy z pewnością powiedzieć, czy umarł czy żyje... Niezmiernie nas to boli, zwłaszcza z tego względu, że nieświadomość życia lub śmierci tak wielkiego męża dowodzi, jak się stał