czémże to ja nie zasłużyłem sobie na to, abyś się do mojéj udał, i dlaczego ci tamta smakuje?
— Prosta rzecz, toć to wiadomo wszystkim... to gazeta, jak ulał, dla ziemian. Uważasz, naprzód: spokojna, kiedy bije kogo, to wié, że już się nie ruszy, żadnych nowości nie propaguje, nikogo nie potępia, wszystkich chwali, mówi nam to, co miłe... przyznasz mi, że dalibóg, czegóż chciéć więcej?
— Zupełną masz słuszność, panie Marku, ale za cóż ja zasługuję na potępienie?
— Przyznaję ci się, że pożyczam gazetę waszę od proboszcza, który choć nie szlachcic podobno, ale księżyna poczciwy z kościami, i lubi się rozrywać ludzkiemi sporami, ale od niejakiego czasu, już w rękę jéj wziąć nie mogę bez strachu.
— Oho! a toż co?
— Naprzód, prawicie o rzeczach, których ja nie rozumiem, lub które mnie nie obchodzą; powtóre, zawsze się musicie o coś kłócić, a mnie to żółć porusza, ja jestem człowiek spokojny, naco mi to! Nastajecie na uczciwych bardzo i znanych z łagodności ludzi, wywodzicie niepotrzebne sprawy na świat, coraz to jaką nową wymyślicie kłótnię — tak, że spokojnie obiadu strawić nie dacie. Aĺbo w ostatku te wasze ekonomiczne kwestye, niech je dyabli wezmą!
— Ma je przecie i twoja przyjaciołka, od niejakiego czasu! — rzekłem mocno dotknięty.
— A no, tak, ale tam, to ja już wiem, że to na moje koło woda, a u ciebie, licho go wie! może jest jaka zdrada, może jest coś przeciwko szlachcie...
— Kochany Marku!
— Kochany Józefie!
— Przecież lat tyle się znamy!
— No, tak, ale różnie o was prawią...
Począłem się śmiać. P. Marek zmieszał się trochę.
— Ale bo ty się urażasz — rzekł.
— Bynajmniéj — odpowiedziałem. — Mów daléj — może się czego od ciebie nauczę...
— Nie masz mi za złe...
— Na Boga!!! — zawołałem... cóż znowu!
— Widzisz, kochany Józefie — dodał po chwili — po co wam te postępy, te krytyki i drażnienia... te wołania w imię jakichś ekonomicznych prawd, bez których ja, mając ekonoma, doskonale się obchodziłem i obchodzę... Już żebyście mieli świat przerobić, to wam nigdy nie uwierzę. Szlachcic będzie zawsze szlachcicem, chłop chłopem, mieszczanin mieszczaninem i tak daléj... Żebym ja znowu pozwolił, aby się ktoś miał za równego mnie...
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/488
Ta strona została skorygowana.
467
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.