Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/498

Ta strona została skorygowana.
477
ARTYKUŁY Z GAZETY CODZIENNÉJ.

Cóz ci to kochany Marku? — spytałem — czyś nie chory?
— Sam nie wiem, bardzo być może, iż chorować będę; czuję się kwaśny, niespokojny, i w téj waszéj Warszawie, wszystko mi jakoś szkodzi... zdaje mi się, że mnie już nostalgia napada.
— Jakto? i ten liczny zjazd, i tyle poczciwych dłoni, które tak rzadko uścisnąć można, nie ożywiają cię, nie mogą nawet rozerwać...?
— Wszystko to dobre — rzekł — ale hałas, wrzawa, człowiek się skupić w sobie nie może, z godzinami obrachować, ani z głową, ani z żołądkiem nie jestem w porządku.
— A toby ci się potrzeba rozerwać...
— Aż nadto już jestem rozerwany... szczerze powiedziawszy, najgorętszém mojém życzeniem jest powrócić do domu.
— To lutowe powietrze... miazmata — rzekłem, pocieszając go — zobaczysz, niechno się słońce pokaże, z nim i humor powróci...
Pan Marek spuścił głowę, ale nie zdawał się mojego przekonania podzielać.
— Ha! — odezwałem się po chwili, starając się go czémś rozruszać — dawniéj, pamiętam, lubiłeś sztukę, sam rysowałeś trochę podobno; możebyśmy poszli oglądać Chrystusa i Anioła, Sosnowskiego, możebyśmy zajrzeli, czy Czackiego nie ustawiono: możebyś poszedł ze mną na wystawę Towarzystwa Zachęty... albo do redakcyi Biblioteki Warszawskiéj...
— A dajże mi pokój z redakcyami! — obruszył się Marek — otóż jeżeli chcesz, żebym ci prawdę powiedział, to te wasze redakcye, pisania, ekonomie i nowe prawdy społeczne narobiły tego bigosu, którego strawić nie mogę.
— No! znowu co? — zapytałem zdziwiony.
— Znowu! ale od początku do końca ciągle jedno — odparł Marek — wyście to przyczyną wszystkiego złego.
— Jakież jest złe?
— Jakie złe!! pytasz! świat do góry nogami! Wolno wszystkim gadać, rozprawiać, sądzić, opisywać, mieszać się w cudze sprawy, nanowo sobie urządzać wszystko.
— Na Boga! skąd ten pessymizm, panie Marku? — zawołałem.
— Ale jakże chcesz? nawet garsony hotelowi mają się za porządnych ludzi, tak-eście im głowy poprzewracali... bo już powiem ci szczerze, że i moję starą przyjaciołkę mam w podejrzeniu. Wszyscy chcą czytać, choć nie rozumieją; każdy myśli się oświecać, a niéma komu butów czyścić! W towarzystwie, lokaje tak wyglądają, jak panowie, strach, żeby któremu ręki nie podać przypadkiem.
— No, a gdybyś podał? — zapytałem.
— Czerwony! jest słuszność, gdy na was mówią, żeście czerwoni!! co za przypuszczenie!!