Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/499

Ta strona została skorygowana.
478
J. I. KRASZEWSKI.

— A jeśliby to był uczciwy człowiek?
— Bardzo szanuję poczciwość — ofuknął mi się Marek — ale nie każże mi się z nią całować!! Cóż to świat gubić!!
— Kochany Marku, daruj mi, że ci raz jeszcze przypomnę, jakeś się unosił nad Lacedemoną, gdyśmy byli w szkołach...
— Porzućże te przypomnienia... w szkołach! To wiadomo, że człowiek w szkołach sensu nie ma... ale postarzawszy, świat się widzi w innych i prawdziwszych kolorach. Ja już jestem stary; mnie potrzeba spokoju, do nowych myśli i form nałamać mi się nie sposób.
— Gdybyś spróbował?
— Człowieku!! dajże mi pokój!
Umilkłem; szliśmy razem jednak, i p. Marek milczał czas jakiś, gdy wtém spostrzegł za oknem księgarni Kmiotka, i stanął, wskazując mi go laską; obok niego leżała Czytelnia Niedzielna.
— Cóżeś to zobaczył tak zdrożnego? — zapytałem.
— Patrz — rzekł — to już i dla rzemieślników i dla włościan piszecie...
— A no! dla oświecenia!
— A jak się oświecą, czy zechcą orać, siać i kosić.. chyba im trzeba będzie przy robocie lektora i w chacie biblioteki...? Dalipan, to wszystko głupstwo.
— Mój drogi — rzekłem — zdaje mi się, że się uprzedzasz... za granicą czytają ludzie, a pracują tak dobrze, jeśli nie lepiéj, niż nasi.
— Za granicą! wszystko u was na zagraniczny sposób, to nas gubi! — zawołał Marek — a nie było to dobrze, tak jak było przez kilkaset lat... i naco żądać lepiéj?
— Ale mój najdroższy Marku... świat, jak to po staroświecku mówili, poleruje się...
— Tak! tak! i wypoleruje się, wyrobi się jakiś nowy żywioł, jacyś nowi ludzie... przyznam ci się, że na to patrzéć nie mam ochoty i zaraz się wyprzedaję i wynoszę...
— Stój kochany Marku! — ależ dokąd?
— Dokąd chcesz!
— Ale naprzykład? — rzekłem — wszędzie, gdziebyś poszedł, znajdziesz już świat tak przerobiony nie do twego smaku... We Francyi wszyscy woźnice na koźle jeżdżąc czytają gazety...
— Otóż o co wam chodzi — wybuchnął mój przyjaciel... postrzegliście, że my w was nie bardzo smakujemy, zachciało się nowych czytelników, wiecie, że woźnice chyba jeszcze was za wielkich ludzi brać będą mogli... i z tego to cała kasza...
— Kochany Marku — zawołałem śmiejąc się — zły humor cię zaślepia; my tak daleko nie poszliśmy jeszcze nawet w marzeniach na-