Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/524

Ta strona została skorygowana.
503
LISTY Z MOKOTOWSKIÉJ ULICY.

a ile w tém gorączki — trudno zaprawdę wyobrazić. Jedni rozbierają i tlómaczą dzienniki zagraniczne, drudzy roztrząsają paryskie i departamentalne, naostatek wszystek ten materyał idzie do redakcyi politycznéj na sąd i porównanie. Tu się to kombinuje, zbliża, usuwa jedno, podnosi drugie, harmonizuje całość, wyrównywają części, stwarza w ostatku ten pokarm dzienny, który się zowie dziennikiem. Dyrektor prezyduje rozprawom, rozstrzyga, stanowi i każdy ze współpracowników wraca do pracy oznaczonéj.
Tymczasem zecerowie, którzy już poskładali szpalty i odbili korekty kroniki, feljetonu i rozmaitości, wołają o ostatki rękopismów. Sekretarz redakcyi chodzi od jednego do drugiego z pracowników, pogląda na zegarek, odbiera, wzdycha, przynagla i wyrywa im z rąk ledwie skończone, mokre jeszcze kawałki...
W kilka minut potém wracają one złożone do korekty.
Każdy poprawia swój artykuł, potém przechodzą one jeszcze raz przez ręce dyrektora, który je przegląda i najmniejszy szczegół rozbiera, aby się zgadzał z duchem całości. Gdy się to dzieje a ostatnie poprawki uskuteczniają, noty i szczegóły przybywają zewsząd i co prędzéj zamieszczają. Od godziny pierwszéj do trzeciéj gwar, ruch, gorączkowe zajęcie panują w redakcyi, a obraz, jaki wówczas ona przedstawia, opisać się nie daje.
Tymczasem godziny płyną z przerażającą szybkością, czas nagli, dziennik składać potrzeba ostatecznie, eliminować, usuwać, dodawać, jedno odkładać na jutro, drugie przepchnąć, bo gorętsze.
— Pół do czwartéj! pół do czwartéj! — rozlega się okrzyk wszędzie, kurs z giełdy przybywa, pośpiech się podwaja, czwarta strona z ogłoszeniami gotowa, trzecia się urządza, drugiéj i pierwszéj tylko braknie, pędzą, lecą, gonią wszyscy.
Dodamy, że zecerowie pracują na trzy warsztaty, że wszystka robota drukowa robi się potrójnie, że potrzeba uniknąć omyłek, powtórzeń, przypadków, że co chwila przybywają zmiany, poprawki, dodatki, wykreślenia, że przy tém wszystkiém głowy stracić nie można, i że to codzień się powtarza.
— Trzy kwadranse na czwartą! Ruch powoli ustaje, gazeta ułożona, dopełniają się formy, ściskają kolumny i wprawują pod prasę. Trzy prasy mechaniczne opanowują dwanaście kolumn, z których każda waży 125 kilogramów. Prasy te odbijają 10,000 egzemplarzy na godzinę...
Gotowo, machiny parowe puszczone, cylindry się obracają, papier zwilgocony nabiega... gazeta się odbija.
Niedosyć na tém: na pierwszém piętrze tymczasem ten sam ruch około abonamentów i ogłoszeń, na dole gotują się koperty, kobiety oczekują na składanie za stołem; przekupnie gazet nadchodzą