Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/534

Ta strona została skorygowana.
513
LISTY Z MOKOTOWSKIÉJ ULICY.

P. M... d... wielka i znana postać, ma także pewien udział w zyskach, do których zdobycia się przykłada... nigdy w stratach, ale zyski dochodzą go kanałem krytym p. P...s gieneralnego dzierżawcy anonsów dziennikarskich.
Stoi tam gdzieś w rachunkach, że po otrzymaniu pozwolenia na wielce korzystny interess Portów Marsylskich, P. dostał tysiąc akcyj pięćset frankowych pokwitowanych, dla p. M... d. z przyjacielskiém ostrzeżeniem, aby ich w kurs nie puszczać, aż póki w górę nie pójdą. Jakoż sprzedano je potém po 650 fr. co wcale nie szpetną sumkę stanowi.
Wiąże się z tém historya czerwonych wstążeczek, któréj żal mi, że opowiedziéć nie mogę.
Co się tyczy p. C... M...t. ten jako dyrektor księgarstwa i prasy, starał się usłużyć Mirèsowi tém, że pilnował, aby w ogłoszeniach nic przeciwko niemu nie puszczać, miał za to rocznie tylko 60,000 franków.
Wiele innych imion szepczą po cichu, ale i tych już dosyć, a o tych 12 milionach, które zaręczono przy procesie, że zapłacone zostaną... mówić się nie godzi.
Czémże był Mirès? oto owocem wieku, czasu, okoliczności, ludzi, którzy potém, jak zwykle ludzie, gdy dojdą daleko i wysoko, zaparli się wspólnika winy; i posadzili jako ekspiacyą za grzechy całego społeczeństwa, jednego na lawie obwinionych. Jednego wszakże kozła ofiarnego mało.
Mirès nie jest ani lepszym, ani gorszym od tysiąca ludzi ejusdem farinae: na dowód możemy wziąć pana de Pontalba, jego zajadłego nieprzyjaciela, którego uniewinnienie sądowe przed opinią oczyścić nie potrafi.
Jako człowiek Mirès miał wadę, że to, co się powinno robić powoli, stopniowo, spokojnie, robił gorączkowo, impetycznie, z zarozumiałością niesłychaną, wierząc nazbyt w swój rozum, w swą silę, nadto w siebie i swoje szczęście — i zbyt w głupstwo ludzkie.
Z całego procesu widać, że na niczém tyle nie budował, ile na niém.
— Panie dyrektorze kas kolei żelaznych — spytał raz Mirès pana M.... — czy wiesz, dlaczego nie jesteś bogaty?
— Nie, doprawdy... a dlaczegóż?
— Bo nie nauczyłeś się jeszcze, jak ludzie są głupi.
To była główna zasada wszystkich rachub Mirès’a, zaufanie we własny rozum i w głupstwo ludzkie.
Zresztą, dobroczynny i chętnie się udzielający, wylany dla familii, pamiętny dobrodziejstw, ale i uraz nie zapominający, Mirès był człowiekiem szybkiego objęcia, źle wychowanym i zepsutym atmosferą, która go otaczała.