Ossyana, romanse Walter-Scotta, poezye Byrona, dramata Shakespeara...
Lecz mijamy to przejście z ciszy uroczystéj przerywanéj odami i dytyrambami, do walk romantyczności z klasycyzmem; — by się przekonać, jak powietrze dzisiejsze nie posłużyło na zdrowie piśmiennictwu, dość je pozównać z pełną życia i ognia literaturą panowania Ludwika Filipa.
Z resztek téj hałaśliwéj biesiady poetów, romansopisarzy, dramatyków, publicystów, historyków, krytyków trocha gości uszło w ciszę i dostojny spoczynek, inni rozproszyli się po świecie, co było najmniéj samoistnego służy dla chleba nowéj epoce i porządkowi. Tych ostatnich dosyć wskazuje p. Reymond, a licząc metamorfozy, jakim ulegli, nauczające fakta gromadzi. Na czele zmetamorfozowanych stoi S. Beuve krytyk poetyczny, który że jasno nigdy nie wypowiedział swych zasad politycznych, wybornie je teraz zmienić i na codzienny użytek przenicować potrafiił.
Za nim idzie p. D. Nisard, pamiętny oburzeniem, jakie sprawił w r. 1858 na uczniach szkoły normalnéj swą prelekcyą, usiłującą dowieść, że moralność prywatna i moralność publiczna są to dwie moralności oddzielne, żadnego z sobą koniecznego związku nie mające. Młodzież jakoś téj teoryi zrozumiéć nie mogła; musiano użyć przekonywających dowodów, aby jéj tę zdrową wszczepić zasadę. Za tym idą nawróceni i przyjaźni istniejącemu, a dla nich wygodnemu porządkowi, p. Fortoul wysoko położony, T. Gauthier sceptyk, któremu chodzi tylko o to, by miał ciepło i wygódki, Ar. Houssaye wielbiciel regencyi i historyk buduarów, O. Feuillet dowcipny powieściopisarz w dramacie i dramatyk w powieści, a na ostatek p. Morgis, prokurator gieneralny, sprawca Ody do Napoleona III, która przechodzi wzniosłością i upojeniem, cokolwiek w tym rodzaju nawet za Ludwika XIV wydała Franeya. P. Morgis mało komu znany jest jako prokurator, mniéj jako poeta i dziwilibyśmy się pomieszczeniu go w tak świetném towarzystwie, ale owa Oda naturalnie go tu kwalifikuje.
Do tego szeregu wciąga jeszcze p. Reymond na czele publicystów p. de la Gueronnière, dziś senatora, autora owych pamiętnych broszur, w których się może nie darmo tajemniczéj domyślano kollaboracyi.
P. de la Gueronnière celuje w paradoksie, on to pierwszy Racin’a nazwał... w sposób, który się po polsku tłómaczyć nie daje, i uszło mu to bezkarnie. Ośmielony tém w swéj historyi klas szlacheckich usiłował dowieść, że niewolnictwo jest koniecznością socyalną, a szlachectwo posłannictwem. Wydając późniéj Epoque, wice hrabia zaszedł tak daleko w swych teoryach zachowawczych, że cała prasa francuska najrozmaitszych odcieni zamilkła o nim zupełnie; ale zo-
Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/542
Ta strona została skorygowana.
521
LISTY Z MOKOTOWSKIÉJ ULICY.