Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/55

Ta strona została skorygowana.
34
J. I. KRASZEWSKI.

— Trzeba umrzéć z twojéj ręki, umrzéć razem i pójść na lepszy świat. Ty razem ze mną.
— Tak, Zelio, razem z tobą. Wyssaliśmy najlepszą część życia; na cóż nam czekać, aż starość nas ochłodzi, aż się serca zmienią, uczucia ostygną, rozkosze zapomną? Teraz w uścisku czas nam umierać. Lecz czyż ty będziesz miała odwagę?
— Miałam odwagę dzieci dla ciebie opuścić — odpowiedziała Zelia podnosząc głowę. — A dalsze życie tak smutne i czarne. Lepiéj umrzéć niż rozstać się i cierpiéć. To mówiąc, siadła pani Priolland i napisała te słowa do przyjaciela obojga p. Casmecasse:
„Dziś wieczór po twoim wyjeździe, popłyniem na łodzi Charona. Pieniądze, które zostawim, są na niezbędne koszta pogrzebu i prosty krzyż na grobie, z temi tylko słowy — Zelia i Prosper — nic więcéj!“
Bancal przeczytał te słowa, zamyślił się, ucałował Zelię, i w uścisku mówił jéj jeszcze o śmierci. A ona padła na krzesło powtarzając:
— Umrzyjmy razem, umrzyjmy prędzéj!
Bancal puścił jéj krew z obu nóg. Słabła powoli w krześle, on ją utrzymywał. Lecz i jemu sił brakło, spuścił ją na podłogę i z ciężkością zaniósł i ułożył na łóżku obok siebie.
Mijały godziny. Zelia żyła jeszcze, a słaby jéj głos imię Prospera i córki powtarzał. Okropne połączenie! Bancal pytał jéj cicho..
— Czy chcesz żyć?
— O! nie, już dosyć! — odpowiedziała.
— Chcesz, żebym cię dobił bisturem.
— Nie chcę miéć żelaza w sercu.
— Weź truciznę? (acetat morfiny).
— Dobrze.
Bancal wstał, przygotował dwie dozy, skosztował, osłodził, dał jéj jednę, sam drugą wypił szklankę. Potém układli się oboje, chcieli skonać — nie mogli.
Don Kleofas patrzał i drżał. Nigdy jeszcze nie widział nic podobnego. Nade dniem Bancal puścił jéj jeszcze krew z lewéj ręki.
— Ach! — odezwała się po cichu — nie wiedziałam, że tak ciężko umierać!
— Może jeszcze chcesz żyć?
— Nie, nie. Ale nie chcę, żeby mnie tak widzieli. Zaraz przyjdą, już dzień. Masz jeszcze jaki sposób, użyj go.
Bancal dwa razy uderzył ją w serce bisturem, ona ścisnęła go mocno za rękę, westchnęła, wyprężyła się i skonała.